1

1

wtorek, 31 maja 2011

Memorial Day. Dzien pamieci...



Zastanawialam sie, czy porownanie tego dnia tutaj, w USA, do Swieta Zmarlych czy chocby Zaduszkow celebrowanych w polskim listopadzie bedzie trafione... 

To jednak nie to samo.
Ten dzien jest faktycznie poswiecony pamieci. Pamieci o tych wszystkich, ktorzy odeszli.
Glownie obchody i wspomnienia skupiaja sie na pamieci tych, co zlozyli swe zycie na oltarzu ojczyzny.
I choc sa nawiedzane cmentarze, mowi sie i modli za zmarlych, ten dzien nie ma wiele wspolnego z polskim postrzeganiem Swieta Zmarlych.
W koncu i same nazwy sa rozbiene w znaczeniu.
Ale nie o semantyke idzie…

Zatem parady, spotkania z weteranami wojen (a jest ci ich dostatek – i wojen i weteranow), manifestacje poparcia i wsparcia dla rozsianych o swiecie zolnierzy w ich pokojowych i demokratycznych misjach (podobno). Koncerty poswiecone pamieci tych, ktorzy lata temu i wspolczesnie torowali i toruja drogi do wolnosci-cokolwiek to znaczy-
wlasna krwia i wlasnym zyciem.

A w TV filmy, ktore w kontekscie historycznym mowia o bohaterstwie amerykanskiego zolnierza, o jego wyjatkowej sluzbie… I sa takze jakims rysem historycznym dla spoleczenstwa, ktore nie bardzo orientuje sie we wlasnej historii. Nie mowiac juz o cudzej…

Memorial Day przypada w ostatni poniedzialek maja. Tym samym rozpoczyna tez sezon letni.
Wyjazdy do domkow letniskowych, camping, sezon na wypoczynek przy i na wodzie.
Slowem wakacje tuz, tuz…i oczywiscie promocje w sklepach.
Memorial Day jest bowiem  rownie swietna okazja, (jak wiele innych okoloswiatecznych) by udac sie na zakupy. Wydac kasiorke, zasilic posrednio i budzet panstwa, ktory gro swoich srodkow przeznczy tez na wojsko.
I kolo sie zamyka.
Swietowac Memorial Day mozna wszedzie. I wszedzie  bedzie z pozytkiem :)

sobota, 28 maja 2011

Zapomnialam o deserkach...


Na szybko, na zimno, na slodko


Chocolate Peanut Butter Pie

 (Ciasto czekoladowe z maslem orzechowym)
Skladniki:
kremowe maslo orzechowe,
maslo,
krakersy grahamkowe(skruszyc),
budyn waniliowy ,
budyn czekoladowy.,
mleko,
wanilia.
Podgrzac ½ cup masla orzechwego z lyzeczka masla. Wymieszacz 1 i ½ cup pokruszonych krakersow. Schlodzic. Wylozyc na foremke (cos naksztalt tortownicy) i rozporowadzic na spodzie i brzegach do wysokosci 1 cm. Schlodzic. Przygotowac budyn waniliowy z 1/1/2 cups mleka, zagotowac, wymieszac z ¼ cup masla orzechowego. Wylozyc na podklad krakersowy. Schlodzic.
Podobnie postapic z budyniem czekoladowym (1 ½ cup mleka 1lyzeczka wanilii).
Wylozyc na budyn waniliowy. Schlodzic.
Lepsze w smaku przygotowane dzien wczesniej.

Uwaga!
W wydaniu amerykanskim budynie przygotowuje sie na 2 cup mleka, chyba, ze przepis na opakowaniu stanowi inaczej.


Banana Cream Pie
(Ciasto bananowe)

1 ½ cups pokruszonych waniliowych ciastek,
 ½  cup posiekanych orzechow,
1/3/cup masla (5 ½ tyzeczki)stopic,
3 banany pokrojone w plasterki,
3 cups chlodnego mleka,
2 opakowania waniliowego budyniu(INSTAND),
2 ½ cups bitej smietany.

Wymieszac razem ciastka, orzechy i maslo, przelozyc do formy (tortownica) i upiec w temp 325F (160 C) przez 8 minut. Wystudzic. Pokrojonymi bananami przykryc ciasto.
Mleko wlac do duzej miski, dodac budyn, wymieszac. Wylozyc na banany 2 cups budyniu. Pozostaly budyn wymieszac z cup bitej smietany. Polozyc na budyn, na to pozostala bita smietane. Schlodzic co najmniej 3 godz. przed podaniem. I najlepiej nie zostawiac nic na drugi dzien. Robi sie rozpackany.



piątek, 27 maja 2011

Upalnie...


Zaplakana wiosna natychmiast przemienila sie w upalne lato.
Temperatura osiaga juz 90 st. F. To nie jest najgorsze. Najgorsza przy tym jest wilgoc, ktora przy tej temperaturze pali zywcem.

Spod parasoli przeskoczylismy w klimatyzowane domki, samochody, biura, sklepy.
Dziwic sie potem artretyzmowi i innym wykretasom, kiedy chlodzi i wieje.

W takim upale tylko woda cieszy sie wzieciem. Ani jesc ani gotowac nie chce sie zbytnio.

Zatem cos na szybko. Smaczne przy tym i niezle sie prezentuje na talerzu.
10 min. przygotowania i 8 min. duszenia.

Biala ryba w ziolach.

½ kg bialej ryby (jezeli zamrozona, trzeba rozmrozic),
1 puszka krojonych pomidorow (lepszy swiezy duzy pomidor),
1srednia cebula,
zabek czosnku,
1 lyzeczka bazylii,
1 lyzeczka majeranku,
1/3 cup czarnych oliwek (moga byc i zielone),
1 mala zolta papryka ( daje zielona albo czerwona, w zaleznosci co mam),


Czosnek pokroic na drobniutko, wymieszac z bazylia i majerankiem. Polowa mieszanki ziolowo-czonkowej obsypac rybe z obydwu stron.
Warzywka pokroic w piorka, wymieszac z ziolami.
Rybe polozyc na patelni, na rybe mieszanke warzywna. Wlac w to wszystko 3 lyzki wody i dusic pod przykryciem 3 min. na duzym ogniu. Zmniejszyc plomien i dusic 5-7 min.

Podaja te wersje ryby z ryzem.
Przed podaniem rybe posypuje mielonym parmezanem.

Smacznego zycze!!



czwartek, 26 maja 2011

Woodstock czyli Bethel Woods

Co ma jedna z drugim wspolnego?
W sumie odpowiedz jest pokretna, bo wszystko i nic.
Na pewno to samo wzgorze.
U jego podnoza, 42 lata temu trzydniowa muzyczna impreza zmianila oblicze Ameryki.
I nie tylko.

Na wzniesieniu tegoz samego wzgorza, od 2006 roku kroluje Bethel Woods – artystyczne centrum, ktore pelnymi garsciami czerpie z woodstock’owej schedy.

Od 1996 roku obecny wlasciciel po cichutku wykupywal przylegle do farmy z Woodstock grunty. Nie chwalil sie  swoimi zamierzeniami, by ceny ziemi nie siegnely zawrotnych sum. Po woli, po cichu, z rozmyslem.
Piekna logistyka przygotowan.
Potem zaprojektowany zostal zespol budynkow, spelniajacych wymagania muszli koncertowej z gastronomicznym (a jakze) zapleczem.

Pozyskano fundatorow, ktorym oferuje sie teraz platynowe, zlote i srebrne karty czlonkowskie. Przekladaja sie one na miejsca w lozach w cudnych, zadaszonym amfiteatrze oraz vip-owskimi wejsciowkami na parking i do stref “jedzacych”.

Placa to maja, plebs na trawe i do budek.

Glowny budynek miesci w sobie fantastyczna sale kominkowa, ktora moze byc centrum konferencyjnym, koncertowym. Ponadto cos na ksztalt muzeum po szalenstwie Woodstock i sklep z pamiatkami, ktory kusi, oj kusi, odgrzewanymi pamiatkami tamtego czasu. A poza tym potezny, nowoczesny amfiteratr i alejki nie tylko dla spacerujacych.

Sam amfiteratr moze przyjac do 15 tys. gosci. Na tyle tez zabezpieczono miesca parkingowe. Asfalt dla Vip-ow, trwaka dla pozostalych:).  Jest gdzie bezpiecznie pozostawic samochod. To wazne, poniewaz nie ma zadnej innej komunikacji w poblize Bethel Woods.



Przypuszczam, ze to chwilowe niedopatrzenie wlasciciela. Jest on bowiem niesamowitym wizjonerem, ktory odcina zyskowne kupony od przeszlosci.

Sezon w Bethel Woods trwa w miesiacach letnich.  Organizatorzy proponuja zwykle jakis mocne uderzenie. W ubieglym roku byl to Sting. W tym roku bedzie Deep Purple albo Filharmonicy Nowojorscy.  Jak kto woli:)






środa, 25 maja 2011

O i z amerykanskiej szkoly

Amerykańską szkole znamy wszyscy –z filmów produkowanych tamże- otwarta, przyjazna, nowoczesna,wielonarodowościową. I tak jest faktycznie. Pierwsze, co uderza po przekroczeniu progu szkoły to uczniowie: biali, czarni, bardzo czarni, czekoladowi, kawa z mlekiem, śniadzi (tylko w Polsce wydaje się, ze Murzyn=kolor czarny. Tutaj w USA, to cala gama kolorystyczna: czekolada, brąz, czerń,czasem nawet z nutka granatu. Tak granatu) Wracając do uczniów–to nie tylko Murzyni, Azjaci–to będzie najlepsze określenie tej gamy kolorystycznej dla rasy zółtej. Słowem barwny tłum, bo do koloru skory dodać należy ubiór. Nie obowiązują tutaj (oczywiście w szkole publicznej) żadne mundurki ani namiastki mundurków. Każdy chodzi ubrany w tym, co lubi. Nie spotkałam jednak kusych spódniczek czy odsłoniętych brzuchów (co prawda, syn twierdzi, ze jeszcze nie). Nie ma zmiany butów, jedynie sportowe obowiązują na zajęciach wf. Szatni tez nie ma, tylko szafki z kodem (kupujesz kłódkę i już masz kod), w których mieści się wszystko: począwszy od książek, poprzez strój gimnastyczny, buty sportowe i inne ważne dla nastolatka rzeczy.

By odnaleźć się w amerykańskiej szkole średniej trzeba poznać tutejszy system szkolny. Dzieci rozpoczynają naukę od [i]kindergarden[/i]–naszej polskiej “zerówki” w wieku 5 lat, potem jest pięcioklasowa Elementary School, potem trzyletnia Junior High School, aż wreszcie czteroletnie High School, potem oczywiście college. Ale to już inna historia.

W High School jest cztery roczniki i każdy z nich ma swoja nazwę. Pierwszoroczni to [i]freshman,[/i] drugoroczni – [i]sophmore[/i], trzecioroczni – junior i ostatnia klasa, czwarta- senior. Ukończenie każdej klasy jest poświadczone tzw. [i]report card[/i]. Wygląda jak wynik naszego sprawdzianu szóstoklasisty czy testu gimnazjalnego. Nie ma świadectw w ukończenia klasy w naszym rozumieniu.

W mojej szkole-mojej przez pryzmat uczęszczającego tam dziecka-jest 4 tys. uczniów. Nie wiem, ile jest klas, bowiem pojecie klasy dotyczy zupełnie innej rzeczy. Klasa jest równoznaczna z obranym przedmiotem :[i]math class, English class, gym class[/i].
Nie funkcjonuje również w charakterze zespołu uczniów. Jest, co prawda, nauczyciel, który ma pod opieka grupę uczniów, spotyka się z nim w wyznaczonym pokoju, na początku roku szkolnego przed lekcjami, ale polskiego typu godzin wychowawczych nie ma. Natomiast na poszczególnych przedmiotach, czyli w obranych klasach, spotykamy zespoły uczniowskie, różne dla poszczególnych przedmiotów. I tak z innym zespołem pracujemy na historii, z innym na angielskim, z innym na hiszpańskim, z innym na matematyce, biologii, zajęciach muzycznych z gitary, wf-ie, itp.

Podręczniki szkolne. Nikt tutaj nie kupuje książek, może jakieś dodatkowe ćwiczenia. Książki wypożycza się na początku roku szkolnego i oddaje na koniec. Nikt tez nie sprawdza zeszytów-są to twoje osobiste zapiski ucznia. Zadania domowe oddaje się
na kartkach A4 lub większych, jeśli są to tzw. projekty wymagające korzystania z kilku źródeł, oczywiście poza podręcznikowych.

Ocenianie-to jest dopiero świetna sprawa. Amerykański rok szkolny dzieli się na 2 semestry, a każdy semestr na 3 okresy (średnio po 6 tygodni każdy). Nauczyciel każdego przedmiotu ustala z uczniami zakres wymagań i składowe oceny. Są to: wyniki testów (sprawdzianów), prace domowe, projekty, aktywność i obecność na zajęciach. Nikt tez nie przepytuje uczniów na środku. Owszem, rozwiązuje uczniowie zadania matematyczne, chemiczne przy tablicy, ale w ten sposób zbiera się punkty za aktywność.
Na zakończenie każdego okresu uczniowie piszą testy sprawdzające. One stanowią lwią cześć oceny z przedmiotu. Oceny wyrażone są punktami, od 0-100, czyli minimum do maksimum. Zaliczenie testu to wynik rzędu 65 punktów
.
Naturalnie każda szkoła ma swoja autonomie. Inaczej organizacja roku szkolnego i pracy w szkole może to wyglądać z perspektywy szkoły w Teksasie, Arizonie czy Vermont.

Dowóz uczniów zapewniają żółte busy. Codzienne dowożą do szkol i odwożą z nich uczniów spoza granic miasteczka. W dużych miastach, uczniowie High School natomiast otrzymują bilety (coś na kształt znanych mi z Polski miesięcznych) na dojazd do szkoły zwykłymi autobusami kursowymi. Maluchy jeżdżą szkolnymi busami bądź są odwożone czy doprowadzane przez rodziców czy opiekunów.

Z perspektywy rodzica-amerykańska szkoła jest tania. Ponoszę jedynie koszt dodatkowego zeszytu ćwiczeń z matematyki, T-shirtu na wf, kompletu ołówków, kilku długopisów, segregatora na wpinane kartki jako zeszytu na wszystkie przedmioty, plecaka. Zamyka się to w cenie 100-120 $. Na rok!

Inna sprawa, gdy dziecko bierze udział w zajęciach pozalekcyjnych, sportowych, kółkach zainteresowań. Przynależność doń jest płatna. Opłaty pokrywają koszt materiałów plastycznych
czy stroju sportowego z nazwiskiem ucznia.


Amerykańska szkoła budzi moje niekłamane zainteresowanie. To zapewne dewiacja zawodowa, ale...
Poznaję ją przez mojego syna, który skutecznie burzy moje stereotypy na jej temat. Pomijam fakt poziomu prywatnych i publicznych szkol. Osobiście dla mnie poziom szkoły jest wypadkowa możliwości uczniów i chęci nauczycieli.

Tutaj, w USA, uderza koloryt szkoły- nie, absolutnie w sensie ubrań uczniów, a w sensie koloru skory. Taki swoisty szkolny melanż. O to trudno w polskiej, co tu dużo mówić, białej szkole. To jedna sprawa, druga - język. Nie wszystkie bowiem dzieciaki, które podejmują naukę w amerykańskiej szkole biegle mówią po angielsku, czy nawet na tyle biegle by spokojnie dawać sobie rade z nauka. Zatem na szczeblu każdego poziomu szkoły (Elementary School, Junior High School, High School) funkcjonują klasy wspomagające naukę języka angielskiego tzw. ESL Class czyli English as a Second Language. Przeznaczone są one dla tych wszystkich, którzy nie bardzo czuja się w angielskim, nie jest on ich ojczystym językiem. Klasy ESL są w rożnym stopniu zaawansowane, a przejście z jednego poziomu na drugi wymaga egzaminu z pisania, czytania, mówienia, rozumienia i gramatyki (no, może nie w tej kolejności). Niektórym dzieciakom nauka w klasach ESL zabiera rok, innym i cztery lata to zbyt mało na biegle opanowanie języka. Wszystko zależy od predyspozycji dziecka, warunków domowych (bo jeśli rodzice, sąsiedzi mówią tylko w swoim ojczystym języku-po polsku, hiszpańsku itp, to dziecko spotyka się z angielskim tylko w szkole i w zasadzie nigdzie więcej go nie praktykuje), rówieśników i wreszcie wieku dziecka-młodszym język wchodzi lepiej, nie obawiają się, ze ktoś ich poprawia, nie robią z tego sprawy.

Patrząc przez pryzmat mojego ucznia-widzę, jak świetnie radzą sobie polskie dzieciaki w amerykańskiej szkole. Syn, absolwent polskiego gimnazjum, rozpoczął naukę od drugiej klasy high school. Przez pierwszy semestr język angielski był problemem, nie tyle rozumienie, ile mówienie. Ta cześć nastręczała największe trudności, mimo zaawansowanych korków w Polsce.
Teraz, kiedy kończy klasę trzecią słychać, ze jest obcokrajowcem, bo zdradza go akcent. Wyniki w nauce natomiast osiąga znacznie lepsze niż inni jego amerykańscy koledzy.

wtorek, 24 maja 2011

Prawdziwy wrog.

Prawdziwy wrog

Czego tak faktycznie boja sie Amerykanie. Kto jest ich wrogiem?
Czy faktycznie terroryci sieja spustoszenie? A moze Talibowie i ich fanatyczny przywodca?

Obserwujac ich zywot smiem twierdzic, ze to bakterie i zarazki. Ci niewidoczni wrogowie paralizuja normalny, zdrowy zywot i pustosza kieszenie.

Srodki dezynfkujace, z ogromna zawartoscia chloru wystepuja pod postaciami plynu, zelu, spray, sciereczek. Dezynfekuje sie wszystko: urzadzenia sanitarne, podlogi, naczynia kuchenne, odziez. Nieodzownym skladnikiem plynow do prania jest wybielacz. Jesli go zabraknie – leje sie niezalezny. Smrod chloru unosi sie w powietrzu – odkazone, znaczy bezpieczne.

Szalanstwo rozpoczyna sie, kiedy na stol zajedzie surowy kurczak lub jego czesci. Po przerobce mieska – czyszczenie. I to nie tak, ot sobie. To powazna walka z zarazkami. Najlepiej wszystko zalac chlorem i wyczyscic.

Na stale w kobiecych torebkach, meskich teczkach, schowkach samochodowych zagoscily odkazacze do rak. Wyjscie ze sklepu, zakladu uslugowego, ba - uscisniecie reki ma swoj zelowy final. Przyczynily sie do tego wszelkie odmiany odzwierzecej grypy.
I natychmiast nan zareagowaly koncerny farmaceutyczne. Szczepionkami i odkazaczami. W imie walki z zarazkami. W imie zdrowia.



I teraz  “zalac robaka” nabiera kompletnie innego wymiaru.
Nic zatem nie pozostaje, jak nieustajace zalewanie robactwa. W ramach odkazania. 


A najlepiej z bakteria poradzil sobie Grzegorz Halama .

poniedziałek, 23 maja 2011

Zamiast...

Co robimy od stuleci?
Dzieci.

Raz przyszlo do mnie szczescie. Poprosilem, przychodz czesciej.
Czasem glupoty czlowiek sobie zyczy, bowiem w madrosci jest tyle goryczy.
Niejeden by nie zaczynal, gdyby mogl przewidziec final.
Najmilsza chyba taka lektura: wyczytac z oczu,ze cie pragnie ktora.
Kiedy przechodzi ladna dziewczyna – zaraz mi Amor luk napina.
Twoim imieniem sie pieszcze, gdyby tak toba jeszcze.
Najmilsza z zaliczek. Dziewczecy policzek.
Jak juz grzeszyc, to ordynkiem: mysla, mowa I uczynkiem.
Byl las, wrzos I mech. Powiedziala: Niech.
Rzekla lilia do motyla;”Nikt nie patrzy. Niech pan zapyla”.
Kto spi, nie grzeszy, wiec, mila osobo, nie bedzie grzechu,gdy sie przespie z Toba.
Wstapilem na cialo. Samo tego chcialo.
Rwie sie watla nitka cnoty w labiryntach ochoty.
Kazda pozycja to propozycja.
Nic od kobiety czlowiek nie wymaga. Moze byc naga…
Naga to ona nie byla wcale. Miala ponczochy I korale.
Najgorsze z upokorzen, kiedy nawala korzen.
O pomste do nieba wola, gdy on nic, a ona gola.
Wyglada na zmeczonego. Jak zdjety z krzyza. Kobiecego.
Byla piekna, dobra, swieta. Do dzis place alimenta.
Cnota z okazja razem sie przespaly. Cnoty nie bylo, kiedy rano wstaly.
Kiedy kobiete we wlasne loze zloze spokojny jestem,ze nie cudzoloze.
Byla w sam raz. Na jeden raz.
Nie z Toba sie zenie. Poslubiam me marzenie.
Wzdycham do wlasnej zony. Taki jestem zboczony.
Niechetniem dzisiaj zasnal, bom zasnal z zona wlasna. 
I niechetnie sie budze, bo mi sie snily cudze.
Nigdy mi nie odmowily te, ktore mi sie snily.
W milosci wlasnie cenie niedoswiadczenie. Milosc nie jest kunsztem. 
Milosc jest wzruszeniem.
Doswiadczenie to dar nieba. Masz, gdy go Ci juz nie trzeba.

Nie zgnebi mnie zaden przytyk. W d…. miejsce mam dla krytyk.



Cudny Jan izydor Sztaudynger i jego fraszki.

niedziela, 22 maja 2011

Abys dzien swiety swiecil...


Wiadomo, ze  w Polsce dniem swietym jest niedziela. I lepiej czy gorzej sie ja swieci. Kto nie musi – nie pracuje i w ten sposob wyraza sie nasz szacunek dla swietosci dnia swietego. Jest to latwe, gdzie gro naszego spoleczenstwa to katolicy.

A jak jest tutaj…

Niedziela jest zwieczeniem weekendu i nie ma kompletnie nic wspolnego z dniem swietym dla ogolu spoleczenstwa.
W tym roznorodnym tyglu jedni celebruja piatki, inni soboty, jeszcze inni niedziele. Nikogo zatem nie dziwi porzadkowanie ogrodu w niedziele, scinanie drzew, costam w garazu.
Sklepy otwarte, moze troszeczke krocej, weekend doprawdy :)

Oczywiscie sobota i niedziela to dni wolne od pracy. Chyba, ze ciaglosc firmy tego wymaga. Nie stana nagle huty, szpitale, ferry, pociagi, metro restaurcje itp. Wiadomo.

Jakos nie moge sie przyzwyczaic, ze wyelegancona mnie w Wielka Niedziele pozdrawia sasiad znad kosiarki. Albo, ze w niedziele pracuja pelna para pily motorowe i sprzet do mielenia galezi.

Jedni swietuja praca inni wyciszeniem. Slowem wolnosc...


sobota, 21 maja 2011

Muzycznie...


Z moim amerykanskim znajomkiem John’ em odkrylismy muzyczke country. Wiem, ze to tak, jak wywazac otwarte drzwi. Moze trzeba do tego doronac?
Nie wiem, ale wiem, ze sympatycznie brzmia teksty piosenek:)

Podoba mi sie zwlaszcza Billy Currington. Zwolnic, poszukac tego co faktycznie wazne…
Ale  odnalazlam juz wstep do tejze piosenki.

Zreszta muzycznie trzymam sie zdania jednego z niemieckich krytykow muzycznych, nazwisko mi umknelo - strzeje sie normalnie i dopada mnie demencja albo inna odmiana sklerozy:)…
Wracajac do krytyka i jego opinii: powiedzial, ze bzdura jest podzial muzyki na rozrywkowa i powazna. Wszyscy muzycy swoja praca i talentem wnosza cos nowego. Zarowno Chopin, Mozart, Bach (inni tez) byli muzyczna awangarda na swoj czas.
A gdyby byli nam wspolczesnymi… Chopin bylby pewnie uznanym rockmanem a Mozart spelnial sie hardrock ’owo. 

piątek, 20 maja 2011

Truskaweczki...



Truskawki. Okazale. Dorodne. 
Dostepne na przestrzeni calego roku – te strefy klimatyczne…
Niestety, daleko im do polskich soczystych, pachnacych truskawek o truskawkowym smaku.

Te sa buraczane w smaku.
Swietne w truskawkowym pie, bo nie sa zbyt soczyste.
O pie innym razem, bo potrzebny jest nan rabarbar. 
Teraz cosik innego, nie mniej pyszne i nie mnie truskawkowe...



Zeby bylo dietetycznie (a nie calkiem idiotycznie :)) przypomnialam sobie o wariacji na temat jogurtu. Jest to taka bombka witaminowa.
Jakos nie bardzo mi lezy zimowa pora, natomiast na wiosne i lato nadaje sie znakomicie.
Jest odzywcza i wybornie gasi pragnienie. Wymaga jednaj rzeczy - pomyslowosci.

Jogurtowa impresja czyli belcik.

 


Wykonanie w blenderze, bo upackamy pol kuchni rozbryzgiem z owocow.

Podstawowe skladniki:
1/2 szkl. soku pomaranczowego,
dowolny jogurt,
owoce

Wrzucam i wlewam to wszystko do blendera. Jesli mam zbyt malo soku, dodaje mleko (ale za mlekiem nie przepadam, wiec robie to sporadycznie albo wykorzystuje inny sok).
Jogurt moze byc owocowy, dawki tez rozne. Stosuje ok 2 kubeczkow. Owoce natomiast sa rozmaite, w zaleznosci od sezonu. Banan nadaje mila dla podniebienia puszystosc, podobnie brzoskwinie. Stosuje mix co najmniej trzech rodzajow owocow, to co akurat mam w lodowce. Nie stosuje suszonych owocow, bo brzydko wygladaja i nadaja taki brunatny odcien. Natomiast przy owocach z puszki czasem wykorzystuje tez syrop, tak do pol szklanki, nie wiecej.
Belcik znakomicie zaspokaja pragnienie, glod. I doskonale wplywa na perystaltyke. Nie polecam przed dlugim spacerem, po powrocie jak najbardziej.
I nie robie go na zapas. Doskonaly do zrobienia i zjedzenia na swiezo.

Poza tym belcik brzmi malo....kreatywnie.

Impresja...to juz kompletnie inna sprawa.
Smacznego zycze!



środa, 18 maja 2011

Czekoladowo



Wlasnie zajechalo do mnie pyszne ptasie mleczko. Cytrynowe. Wedlowskie. Najlepsze. 
Moi amerykanscy znajomi obzeraja sie wprost nim i innymi czekodowymi wyrobami, wlasnie prosto  z Polski. Chwala  sobie walory smakowe.
Amerykanskie czekoladki Hershey's i nie tylko zreszta te,  to generalnie wyrob czekoladopodobny. Dokladnie taki:). Wstretny.
Nawet szwajcarskie firmy, ktore “robia” na amerykanski rynek uzywaja zapewne mniej ziarna kakaowego czy cosik, bo ani Godiva ani Lindt nie smakuja tak wybornie, jak w Polsce. Moze to kwestia odlglosci. Odleglosci od Szwajcarii do USA. Te amerykanskie sa niesmaczne, bo zlezane. Transport zajmuje wiecej czasu......


niedziela, 15 maja 2011

Przeprowadzka i otwarcie

Ten blog jest kontynuacja mojej pracy na kompletnie innej platformie.
Mozna rzucic okiem, a nawet zatrzymac sie na chwilke.

http://moja-ameryka.blog.onet.pl/




Nad niniejszym prace rozpoczelam w kwietniu 2011. A teraz nastapi uroczyste otwarcie!


Kazdy moze sobie otwierac do woli.


Do milego spotaknia na stronach mojego bloga.

sobota, 14 maja 2011

Wizja. Wiza.

Wraz z zapowiedziana wizyta pana przydenta Obamy w Polsce wzrosly nadzieje Polakow na ruch bezwizowy.
Tak sobie komentuje doniesienia z Polski. Faktem jest, ze stosunkowo rzadko zagladam na polskie portale.


Obserwuje tez tutaj zacieta walke, to juz raczej determinacja Fundacji Kosciuszkowskiej, o zniesienie wiz dla Polakow.
Namawiaja oni Polonusow do zasypywania listami, petycjami i telefonami Kongresmenow zaangazowanych w projekt zmiany zasad przy umozliwieniu obywatelom naszego kraju do wjazdu bezwizowego. Chodzi o zmiane kategorii. Nie procent odmow wnioskow wizowych, a procent osob nielegalnie pozostajacych w USA.
Poki co, problemem interesuje sie dwoch kongresmenow. To i tak o dwoch wiecej od zadnego. Jakies kroczek.


Polskojezyczne forma tez puchna od komentarzy w temacie bezwizowego wjazdu do USA. Wcale nieprzychylnych.


Trzeba bowiem pamietac, ze wjazd bezwizowy jest mozliwy jedynie na trzy miesiace. Nie ma mozliwosci wydluzania pobytu. Po prostu trzy miesiace i jazda, a raczej lot, do domu.


Wszyscy Ci, ktorzy maja badz mieli konflikt z amerykanskim prawem imigracyjnym, czyli przebywali nielegalnie dzien czy lat dziesiec, musza osobiscie pofatygowac sie do amerykanskiej ambasady i zlozyc wniosek o wydanie wizy.


Mozliwosc wjazdu bezwizowego nie jest rownoznaczna z darowaniem wszelkich kar. Kto sobie wczesniej nagrabil i tak poniesie konsekwencje. Dziesiecioletnie. Byl co prawda dopust prawny - jezeli ktos byl nielegalnie do pol roku, ma trzyletnia karencje na wjazd. Powyzej tego czasu - dycha.


Obecnie nikt z urzednikow emigracyjnych czy w ambasadzie nie raczy sie pamietac o mniejszym wymiarze kary.  W ramach walki z nielegalna imigracja wszyscy wybieraja wariant srozszy.


Zatem, czy bezwizowy wjazd ma sens? Nie wiem, pewnie tak. Byle nie zakoczyl sie rychlym odebraniem nam tegoz przywileju, kiedy wjedziemy i zostaniemy, nie patrzac na konsekwencje prawne dla innych, naszych wspolziomkow.

piątek, 13 maja 2011

Prom czyli Studniowka po amerykansku :)

Nie jest slusznym porownanie znanej mi z Polski Studniowki do amerykanskiego Balu Maturalnego zwanego Prom. Inne realia.

Wiadomo, o co w polskiej Studniowce biega. To 100 dni przed egzaminem - egzaminem nie tylko z wiedzy na mniej czy wiecej zaawansowanym poziomie, to tez sprawdzian z doroslosci. Podobnie, jak sam egzamin, na roznym poziomie zaawansowania.
Potem aplikacje na uczelnie i najbardziej koszmarne lato w zyciu - zdalem czy nie? Na ile zdalem? Czy to jest dosyc dobrze, by uczelnia mnie przyjela? Jestem juz studentem czy musze szukac czegos nowego, innego itp...
Kto sam  przezyl albo przezywal za przyczyna swoich, osobistych dzieci wlasnych, maturalnych - wie, jaki to koszmar. Na sto dni po Studniowce.

Tutaj jest kompletnie inaczej.
Prom, czyli nasz Bal Maturalny to impreza organizowana u progu ukonczenia szkoly. Druga dekada maja rozpoczyna czas zabaw przygotowywanych z mysla o czwatoklasistach  amerykanskiej szkoly sredniej. Seniorzy sie bawia.
Przygotowania do calej imprey trwaja caly rok. Nie ma lekko.  Wybor sali, menu, kapeli - to w koncu powazne decyzje. Nie wiem, na ile rzutujaca na kariere uczniowska, ale z cala pewnoscia na kariere Komitetu Organizacyjnego.

Imprezy sa organizowana w salach bankietowych, poza szkola, w godz, 8.00 - 12.00pm. Zadne tam zabawy do switu. Obiad, deser, troche albo duzo tanca - to juz w gestii samych zaunteresowanych i...nie tak calkiem do domku:)
Limuzyna, ktora jest wynajmowana na te okazje bedzie srodkiem lokomocji , po to, by nocna pora wyskoczyc na Manhattan na przyklad, trzasnac zdjecia w newralgicznych punktach miasta albo po prostu upackac sie, juz bez kurateli ochrony z hotelu, rodzicow czy nauczycieli.
Taka maturalna tradycja. Amerykanska.

Bal ten nie ma tez nic kompletnie wspolnego z jakimis egzaminami. Wszyscy, ktorzy ida normalnych trybem, czyli zaliczja wszystko na czas, maja juz egzaminy za soba. Wiedza nawet do jakies szkoly pojda koncem sierpnia (tutaj rok akademiki trwa z reguly od 20 sierpnia do 10 maja). I jaka robotka czeka ich na wakacjach.
W sumie Bal Maturalny wienczy szkole srednia.

Podobnie jak w Polsce -wymaga kasy na oplaty i przygotowania. Kreacje, garnitury, wejsciowka, limo. Jakies 700 $ na twarz seniora. O ile placi za swoja druga polowe. Czesto jest jednak tak, ze owa druga polowa doklada sie do wydatkow, czyli partycypuje w kosztach wejsciowki i limo.
Kreacje pozostaja we wlasnym zakresie:)


Bawmy sie!