Po raz kolejny doswiadczylam, ze to co dajemy - wraca.
A to co otrzymuejmy - nalezy predzej czy pozniej oddac.
Pamietam M, ktora nic nie mowila, tylko mnie przytulila, kiedy zawalil sie swiat moj wlasny po raz pierwszy, a potem z milczacym spokojniem pomagala.
Jechala.
Parzyla herbate.
Polewala wodeczke.
Nakrywala do stolu.
Albo po prostu byla.
Mowila albo sluchala, kiedy ja mowie.
Smiala sie ze mna.
Plakala ze mna.
Wiazala kotom kokardy na szyjach, zeby odnalazly sie w szczesliwych domach.
Zapinala psu kaganiec na pysku, zeby nie gryzl.
Zabierala gruszki z ogrodu.
Podrzucala sloiczki z sosem zurawinowym.
Teraz zgubila wlosy. Zmaga sie z kobaltem.
Moja kolej.
Współczuję...
OdpowiedzUsuńSzkoda ,że w takiej sytuacji wraca :-(
No to teraz Twoja kolej. Spróbuj oddac z nawiazka.
OdpowiedzUsuńPięknie to napisałaś. I dobrze, że nie zapomniałaś o tym, co sama otrzymałaś. To już jest dużo. Na pewno oddawanie też przyjdzie Ci łatwo.
OdpowiedzUsuń