1

1

wtorek, 23 lipca 2013

A on dalej...

te sreberka zawija...


Woodchuck, groundhok...zadna odmiana Ch. Norrisa.
Amerykanska wersja poczciwych swistakow.


Poki co moja rzeczywistosc jest polnocna. 
Ale bede wracac do poludniowych klimacikow z dzika rozkosza.



niedziela, 21 lipca 2013

"Grease" I "Goraczka sobotniej nocy w jednym" czyli o tym, jak nie dac sie Jaskowi zaskoczyc.


Nie dziwla na mnie 2 tysiace akrow.
Nie dziala na mnie nowoczesny park maszynowy.
Nie dziala na mnie dom z basenem, bez  basenu i basen bez domu.

Ale to na mnie podzialalo.
Jaskowi udalo sie mnie zaskoczyc.





Jasiek to trzecie pokolenie polskich emigrantow. Jak dziadek I ojciec, wychowany I zwiazany z farma.
Juz nie mowi po polsku, zna zaledwie slow kilka.
A na polska rzeczywistosc patrzy oczyma  swojej Babci i postrzega ja z perspektywy 1915 r.
I dzwi sie, ze mamy pizzerinie, znamy smak coli.
Taka Polonia mnie przeraza.

sobota, 20 lipca 2013

czwartek, 18 lipca 2013

To moze...

Na herbatke w wersji...herbacianej.
Indyjskie klimaciki.
Stali bywalcy polecaja herbate zielona z bananem albo mietowa z pomaranczka.
Ciekawe zestawienia;)






A potem kontemplowanie morza z gornego pokladu...




Odplywamy z Curacao.

środa, 17 lipca 2013

Spacerkiem...

Skoro jestesmy przy cruisie to idziemy do srodka.





Przejscie miedzy pietrami, poziomami. Wersja dla pasazerow:)

 Ponizej wersja dla zalogi, ktora nie powinna urzadzac sobie skrotow przez pasazerskie poziomy.






Korytarz ten to poziom trzeci, zalogowy, ponad poziomem wody.

poniedziałek, 15 lipca 2013

Cwiczenia, alarmy, bezpieczenstwo na statku I mewa.


Cwiczenia do bolu maja zaprawic zaloge w boju z zywiolem wodnym, ogniowym I wszelkim innym.
Tym razem bedzie o zalodze na crusie,  crewmembers.


Gwizd, swist, syrena, dzwonki I wiadomo, ze trzeba sie wstrzelic na z gory ustalonych pozycjach. A potem przylozyc do wyznaczonych zadan: jeden krzyczy kody, drugi sprawdza stan zalogi, trzeci kieruje ruchem, inni spuszczaja lodzie ratunkowe na wode, inni sie w nie pakuja.







Taki sobie niedzielny relax dla zalogi...

Pasazerowie przygladaja sie zmaganiom zalogantow albo zajmuja sie swoimi sprawami.
Jedni akurat rozgrywali mecz siatkowki w basenie. Siatkowa pilka wodna. Super sprawa.
Przednia zabawa.
Gorny poklad, 12 pietro.
Serw, przyjecie, rozegranie, sciecie I.....pilka poszla sobie w morze.
Niezle przylozenie. Olimpijska klasa normalnie.
Pilka sobie leci w basen karaibski kompletnie nieuwazna na ptactwo, ktore klebi sie w poblizu criusa. Czy przejete zerem na znudzonych pasazerach czy zaaferowane bojem zalogi w cwiczeniach...? Nie wiem, nie mam pojecia.

Mewy sa plaga portowa, roznosza smiecie I chorobska, wrzeszcza I skrzecza I wcale ludzi sie nie boja.



Ale tej sie oberwalo za wszystkie pewnie, bo akurat przecinala trajektornie lotu pilki siatkowej, dostala w skrzydlo  usiadla na wodzie I...ni huhu. Nie poleci.
Co prawda zaloganci podjeli sie morderczej akcji ratunkowej na rzecz pilki siatkowej, ale mewa nie byla im w glowie. Ot, jednego szkodnika mniej, taka sobie selekcja naturalna. Obrywa slabszy albo glupszy, jak glosi zaprzyjazniony vet.

Ale, ale, ogolne oburzenie zalogi pozostalej na statku zaowocowalo I akcja ratunkowa dla mewy.





Podjeta  z wody przez lodz ratunkowa bedzie sie leczyc juz na ladzie.
Przepisy o bezpieczenstwie,  zdrowiu itd zabraniaja przygarniania zwierzakow na poklad. Ludkowie to inna sprawa.

W kazdym razie wskutek brawurowej akcji zalogantow I pilka I mewa zostaly uratowane!
Dokladnie w tej kolejnosci.

niedziela, 14 lipca 2013

Dieta, ktora dziala.




Palma...
Na znak, ze mi nie odbila...a moze?

Nie ustaje w zachwytach nad palmami, po prostu je uwielbiam.

Ale nie o palmach, tylko o skutecznosci.

Wielokrotnie przytaczam sobie powiedzenie:
If you want, you can.
No tak, chciec to moc!
 Nie wiem, dlaczego odkrylam go dopiero w anglojezycznej wersji?
Moze tutaj bardziej musialam chciec?

Dwa razy bralam sie za diety wg ustalonego menu. Dwa razy po tygodniu stosowania ladowalwm w szpitalu.
Potem zastosowalwm diete Babci Basi: mniejsza lyzka I mniejsza miska.
I wszystko wracalo z efektem jo-jo.

Zmienilam nawyki zywieniowe. Latwe bylo, bo nie podchodza mi amerykanskie wersje wedlin ani chleba, fast foody omijam szerokim lukiem, gubia mnie slodycze...
Zwlaszcza te z polskich lub wloskich piekarni. I czekoladowe lody, wersja milk shake.


I zas, falowanie I spadanie, przyciasna spodnica - pilnowanie sie - zgubione kraglosci - luzik spozywczy:)

Az znalazlam to: http://www.myfitnesspal.com

A raczej moj syn mi to wynalazl, bo sam to doswiadcza na sobie, w kierunku przytycia;)

Od miesiaca zapisuje swoje posilki I wszystko, co zlapie "po drodze", postawilam na zdrowe zywienie, niskotluszczowe I nisko kaloryczne, pale kalorie spacerem I joga. Domowej krzataniny nie licze.
I mam efekty. Nie tylko na wadze, w garderobie tez.

Prowadzenie dziennika diety wymaga zaangazowania, trzeba wyszukac I zapisac. Aplikacje sa dostepne na iPhone, tablety, slowem, zaden problem.

Wszystkim walczacym z kilogramowym wrogiem, polecam:)

czwartek, 11 lipca 2013

Na ryby:)

Lubie ryby. Na talerzu.

Wedkarstwo mnie nie rusza, bylam dwa razy, pierwszy I ostatni.

Deep fishing jest jedna z karaibskich atrakcji.
I jest jeszcze atrakcja dodatkowa, za darmola, choroba morska na malej lodeczce, ktora trzeba sie wybrac w morze, coby odbyc ten polow.
A potem juz mozna tylko polozyc sie w lodzi I modlic, zeby to byl poduszkowiec, zeby nie bujalo, zeby...zeby...zeby.

Choc morskie widoki sa zawsze cudowne.


St. Lucia.


PS. Burku Szary, a jak sadzisz, to tez samolotowa wersja fotki?

poniedziałek, 8 lipca 2013

Na the pier.

The pier, zwanym pirem (tak sie wlasnie tworzy nowomowe, spolszczajac angielskie slowa, nawet je odmieniajac przez przypadki) to rodzaj mola.
Cumuja przy nim statki, cruisowe kolosy, stateczki, lodki czy lodeczki.
W niektorych wersjach to molo, po ktorym sie spaceruje. Jedynie.

Rzut oka na Manhattan I East River od strony Greenpoint'u, polskiej dzielnicy na Brooklynie, jednej z ladniejszych I coraz mniej przez Polakow zamieszkiwanych.  Ceny...