1

1

sobota, 31 marca 2012

Znad Zatoki. I nie tylko.






The Pier. Floryda.




              Zdjecia znad Morza Karaibskiego dzieki uprzejmosci Andrzeja.

Morze Karaibskie.
Czy to faktycznie to samo slonce czy jest ich wiecej?


ZOO. Cz.1

Przekraczajac mury ZOO zastanawiam sie zawsze, czy w odwrotnej sytuacji, kiedy to zwierzeta bylyby Panami na ziemi, ludkowie tez siedzieliby w klatkach (dla ich dobra oczywiscie) i urzadzano by show z nami w roli glownej.
Niektorych sama bym zamknela. Niektorzy pewnie zamkneliby mnie.

Co nie zmienia faktu, ze dwoch gatunkow zwierzacych nie znosze. Wezy, ktore przyprawily mnie o ofidiofobie (pnoc tak sie to fachowo nazywa) oraz krokodyle. Te drugie to jeszcze toleruje w przypadku torebek czy paskow. Tych pierwszych nie, nawet na widok wezowych dyzajnow robi mi sie slabo.
A swoja czy taki krokodyl chcialby ze mnie torebke? Pasek? A moze po prostu pozarl w calosci?

No dobra, idziemy do zoo.
Nie wchodze do terrariow. Ale nie rozumiem, dlaczego u progu, przy kasie maja mnie witac lezakujace grzechotniki, inne jadowite czy jakies salalmdry i zabska?
Moze powinnam przemyslec decyzje o zakupie biletu (20$), bo wtedy wszedzie bede widziec to gadostwo i palzostwo?
Kazdy patyk bedzie sie kojarzyl...



Dziewczyny witaja u wejscia (ta papuga, rodzaj zenski)


Spodziewalam sie jakichs klatek dla ptakow , a tu nic. Siedza i sie nudza, a ze nudno, to glupota chodzi im po glowie...



Znalazlam jeszcze jeden papuzi przypadek, 



w klatce.  Szara papuga.
Czyzby ze starosci? 
Raczej nie, ze starosci bylaby siwa.

Cdn



piątek, 30 marca 2012

Keja.

Keja, a przy niej cos wieksze niz jacht...
Zeglarz szuwarowo - bagienny to ja:)
Chociaz potrafie wybrac foka i przygotowac grota do stawienia.
Tez mi sie kojarzy ta piosenka...Zberezna :)

A przy kei...

                                          Zdjecie dzieki uprzejmosci Andrzeja


czwartek, 29 marca 2012

Sezon. Zawsze. Sukcesywnie na wszystko.

Kilka dni temu zawitala do nas wiosna i gdyby nie kalendarz i namalowane jak wol Spring w zyciu nie skojarzylabym,ze wiosna.
A pewnie powinnam poznac, ze zar leje sie z nieba, klimatyzacja chodzi jak szalona i ludkowie z wolna opuszczaja dobrotliwy, cieply stan na rzecz chlodniejszej Polnocy.

Ale nie poznalam. Bo jakich szukac zwiastunow wiosny w miejscu, gdzie srednia roczna temperatura nie schodzi ponizej 20stopni C?

Moze to mieczyki, ktore wlasnie pojawily sie w sprzedazy, z wlasnych plantacji ?

A moze swieza papryka?

Bo sezona na truskawki rozpoczal sie w lutym. Wreszcie pyszne, soczyste , prawie jak z Polski.


A moze zupelnie cos innego?
Nie wiem, ale ponizsze cudaki sa dostepne "na okragly zegar".

 

 Carambola star, o ktorej pisal na swoim blogu Tomek, Peruwianczyk z zaskoczenia.

A moze te gruszki chinskie? 
Swoja droga spodziewalam sie czegos skosnego...

Albo ten paskuda
ugly czy tam qugly fruit? 
Pytalam o nazwe, ale nikt nie wyjasnil mi dokladnie o co z tym owocem biega.
W smaku taka sucha, gorsza wersja grapefruta. 

I co ciekawe, Floryda, kraina pomaranczami stojaca (nawet maja ten owoc wkomponowany w tablice rejestracyjne) dobre owoce musi sciagac z ... Californii.
Te florydzkie sa po prostu kwasne. Albo wlasciwy sezon na pomaranczki jest kiedy indziej...


HAPPY SPRING !!!

środa, 28 marca 2012

Z poradnika florydzkiego ogrodnika. cd

Kaktusy.
Nic nie robic, tylko pozwolic im rosnac.






Dla osiagniecia takich rozmiarow potrzeba kaktusom ponad dziesiec lat. Oczywiscie zalezy od odmiany. Podobno:)

wtorek, 27 marca 2012

Gosc na blogu: Maciej. Opowiesci z amerykanskiej szkoly.

Pamietam z polskiej szkoly, sprzed kilku ladnych latek, na wszystko trzeba bylo przygotowac procedury. Niczemu i nikomu nie dac sie zaskoczyc.
Rzygalam (sory za kolokwializm, ale to prawda) normalnie tymi procedurami. Procedura na rozlany kwas, atak terrorystyczny, krzywy usmiech szefa. Wszystko trzeba przewidzic w kroczkach, by potem sprostac rzeczywistosci.

Moze to i dobrze?

Nie ma mnie juz w polskiej szkole, ale procedury na wszelki W dotykaja mnie posrednio. Przez mojego syna, ucznia amerykanskiej szkoly sredniej.
Cwicza sie i uczniowie tutaj w mysl zasady: Przezorny zawsze ubezpieczony (chwala chwytom reklamowym PZU:))

Posluchajcie, jak to wyglada z jego perspektywy. Maciej mowi:

Intruz! Wszyscy pod sciane i ani slowa !
Czyli rutynowe cwiczenia w amerykanskich szkolach. 

Sa tych cwiczen rozne rodzaje, m.in. przeciwpozarowe, przeciwbombowe, w razie zamachu. 

Po wydarzeniach z ostatnich lat, kiedy w kilku amerykanskich szkolach srednich doszlo do tragedii - uczniowie wtargneli do srodka z pistoletami i karabinami, a smierc poniesli niewinni niczemu uczniowie i pracownicy owej szkoly - srodowiska szkolne tworza swoisty system zabezpieczen i rutynowych dzialan na taki wlasnie wypadek.

By byc najlepiej przygotowanym na taka ewentualnosc przeprowadza sie cwiczenia zwane “lockdown”, i sa tego dwa typy - “soft lockdown” oraz “hard lockdown”

W "lockdown" (doslownie byloby to, zamkniecie) chodzi o pozamykanie wszystkich mozliwych drzwi w szkole oraz schowanie sie tak, aby intruz nas nie zobaczyl. 

W "soft lockdown" nauczyciele zamykaja drzwi od srodka klasy i wszyscy uczniowie ustawiaja sie pod sciana. O dziwo, nie jest mozliwym zmiescic 30 doroslych ludzkich cial na scianie dlugiej na 5 metrow. Wszyscy wylaczaja swiatla I w szkole nie ma ludzkiej duszy.

Na tak przygotowany grunt do akcji wkracza uzbrojona ochrona szkolna oraz policja, ktorych zadaniem jest jak najszybsze zlokalizowanie intruza i pozbycie sie go ze szkoly. 

W wersji “hard lockdown” nawet ochrona sie chowa, a 3 tysiacom ludzi w szkole pozostaje modlic sie, aby tylko ten morderca nie wybral twojej klasy zeby wyzyc sie metalowymi nabojami. 
"Hard lockdown" stosuje sie, gdy mamy do czynienia z bardzo grozna osoba uzbrojona conajmniej w karabin maszynowy. 
Na miejsce zdarzenia stara sie jak najszybciej dotrzec policja i jednostka specjalna. 

Cwiczenia przeciwpozarowe przeprowadza sie raz na jeden, dwa miesiace. W cwiczeniach przeciwbombowych (ktore nie roznia sie zbytnio od tych pozarowych) uczestniczylem raz.

 "Lockdown" byl przeprowadzy rowniez pierwszy raz za mojej szkolnej kadencji, w minionym tygodniu. 
Mialem farta zostac zamknietym w jadalni, tam, gdzie serwuje sie lunch. Jest to chyba najbardziej niebezpieczne miejsce w szkole (gdyby do wtargnecia intruza naprawde doszlo), bo na kazdej lekcji znajduje sie tam min. 500 osob (przerwa na lunch w amerykanskiej szkole trwa cala jednostke lekcyjna).

Nawet gdyby owy morderca nie mial prawej reki i lewej nogi oraz widzial na jedno oko, cudem by bylo gdyby ktos nie zostal postrzlony w jadalni, gdzie frekwencja waha sie do 5 osob na metr kwadratowy. 
Warto jednak zwrocic uwage na fakt, ze razem ze nami w jadalnii (chociaz nawet lunchu nie mialem!) zostal zamkniety nauczyciel i nawet jemu nie pozwolono opuscic pomieszczenia. Czyli jak juz cwiczymy, to sie nie opierdzielamy. 

 Mowiac o bezpieczenstwie w amerykanskiej szkole, warto wspomniec o szkolej ochronie. 
Na szkole duza (3.500 uczniow) jest ona zorganizowana bardzo dobrze.
Co prawda “oficer szkolny” jest chyba najnizszym stopniem w amerykanskiej policji, sa oni jednak szybcy i efektywni, nawet jesli na  policjantow nie wygladaja. 

Pomimo, ze ich glownym zadaniem w szkole jest sciganie uczniow z korytarzy do klas, to gdy tylko dochodzi do bojki, szybko organizuja sie przez walkie-talkie. Do “miejsca zbrodni” dobiega 5 albo wiecej policjantow-ochrionarzy w mniej niz minute. Wtedy delikwentow zakuwaja w kajdanki. Decyzja o ciagu dalszego postepowania zapada potem i zalezy od "ciezaru zbodni". 
Jesli nie byloby ty nic powaznego (lekka szarpanina lub luzna bojka bez polamanych nosow) wtedy winowajcow doprowadza sie do  biura ochroniarskiego i sprawe zalatwie sie z policja i rodzicami. 
Jesli jednak doszlo do powazniejszego wykroczenia sprawcy sa przekazywani w rece policji i na poczatek trafiaja do aresztu.

Najczesciej taka bojka konczy sie tylko zawieszeniem do 2-3 dni, co znaczy, ze nie mozesz zjawic sie w szkole, nie mozesz uczeszcac na zajecia, a twoje nieobecnosci sa uniesprawiedliwione. To przeklada sie na ocene z przedmiotu i w efekcie jego zaliczenie.

Ochrona w szkole tworzy bezpieczna atmosfere. Sprawia, ze nie przychodzisz do szkoly z bolem brzucha czy glowy, stresujac sie czy nie bedziesz dzisiaj (nie)szczesliwcem dzgnietym nozem (jak to bylo w niektorych amerykanskich szkolach 15-20 lat temu).

poniedziałek, 26 marca 2012

Z poradnika florydzkiego ogrodnika.Cd.

Agawy. 
Wkopac dolek, w zasadzie to nawet mozna wygrzebac, bo doskonale ukorzeniaja sie same, w piasku!
Posadzic. Gotowe. Nawet nie trzeba sie wysilac z podlewaniem, a byle jakie liscie przytna panowie od koszenia czyli specjalisci od krajobrazu.

Nie ma wnoszenia do piwnic na zime i wynoszenia na lato.
Dekoracja bez roboty:)





Nie wiem, jak moje polskie agawy sie maja...
Sprezentowali mi je Ania i Piotrek i jesli mnie czytaja pozdrawiam ich cieplutko. Agawowo.

niedziela, 25 marca 2012

Nie do podrobienia.





Kolega londynski zadomowil sie na dobre na moim blogu.
Bawia go zagadki i co rusz podsyla zdjecie z pomyslem.
Publikacji tego nie moglam sobie odmowic.

Ameryka Poludniowa zapewne, jako plon z jego podrozo-pracy.
Cudne, prawda?

Zastrzezenie: Prawa autroskie przynaleza Andrzejowi!
On mi tylko zdjecie udostepnil i pozwolil podzielic sie nim na blogu. Dzieki!

Garaz.



Czasem policyjne samochody parkuja na skwerkach. I wtedy automatycznie noga z gazu i pelny szacunek dla przepisow drogowych.

Nie wiem, czy chodzi o nadwyzke autek w policyjnych garazach czy sposob na zaradzenie piratom drogowym. Faktem jest, ze policyjny woz budzi respekt.

Najwyrazniej do szeryfa wplynely skargi mieszkancow, ze uzytkownicy drogi osiedlowej jezdza zbyt szybko albo nieprzepisowo korzystaja z wyjazdu z parkingu. Robia niedozwolony myk, po prostu. Zamiast nakazanego skretu w prawo, zjezdzaja na drugi pas i skracaja sobie droge.
Znam to z autopsji... bylo szybciej, niz bujanie sie na swiatlach i objezdzanie skrzyzowania.
Ale sie skonczylo.

sobota, 24 marca 2012

Emigracja do Szwajcarii. I nie tylko.




Na zaprzyjaznionej stronce toczy sie dyskusja o emigracji, emigrowaniu, emigrantach podsycana przez polskie media i oczywiscie tych, co wiedza lepiej. Najlepsza wiedza o emigrowaniu, z ramion nad ranem od Jolki ma F. Andrzejczak...

Nie tylko my, Polacy, emigrujemy. Nie wnikam z czyich ramion...
Rusza sie caly swiat we wszystkie mozliwe strony i z powodow sobie znanych. Emigruja tez Amerykanie. I nikt w tym nie widzi problemu, jak w przypadku naszych Rodakow.

Dorothy mieszka w Szwajcarii. Uwielbia narty, jest trenerem, wiec zdecydowala, ze wlasnie tam bedzie sie spelniac zawodowo i przy okazji dopieszczac swoja pasje. Spedzila dwa tygodnie urlopu na Florydzie, bo nie widziala sie juz siedem lat ze starzejacymi sie rodzicami. Wyjezdza opalona i nikomu w glowie nie zaswitala idiotyczna mysl o "rozliczaniu" ja z emigrowania.

Kyle. Tarapeutka. Konczy przygode na Florydzie i jedzie do Melbourne. Zapytana przez mnie, dlaczego tam, zdziwiona odpowiedziala:
- Dlaczego nie? Chce poznac inny kontynet, poszukam jakiejs pracy.  Nie wiem, jak dlugo tam pobede. Jak mi sie nie spodoba, wroce - dodala

Pam i Frankie spedzili kilka lat w Japonii. Faktem jest, ze ich zyciowa pasja -fotofrafia- przelozyla sie na chleb powszedni. W Japonii bowiem otworzyli firme zajmujaca sie wydawaniem albumow fotograficznych. Kiedy biznes zaczal przynosc niezle profity, sprzedali i podrozujac jeszcze przez Azje, wrocili do Stanow. Oczywiscie plon swoich podrozy przekuli na kolejne albumy. I kolejna kase.

Lorriane spedzila kilka lat w Berlinie. Jej malzonek byl wojskowym. Kiedy sie rozeszli zostala jeszcze w Europie pare lat.

Wszyscy wrocili z emigracji ubogaceni o nowe doswiadczenia, wiedze o kraju, kulturze, tradycji, ludziach. Maja tam jeszcze wielu przyjaciol, o ktorych snuja serdeczne opowiesci.

Janet, niczym perelka na koniec, wlasnie przymierza sie do emigracji do ...Polski. Jej pradziadek pochodzil z Krakowa, prabacia z Wilna. Umyslila sobie, ze pomieszka pare lat w Polsce. A moze nawet do konca swojego zywota ?
Ona sama nie mowi po polsku, mnie traktuje jako chodzaca encyklopedie na temat Kraju Przeznaczenia.  Jej przeznaczenia.
W Polsce byla dwa lata temu, na objazdowej wycieczce po Europie. Wpadli przelotem z Berlina, zahaczyli o Poznan, Warszawe, Krakow, Wieliczke, Oswiecim i Czestochowe i zwiali do Pragi.

Obiecala mi relacje z przeprowadzki i zywota.
Zobacze inna wersje emigracji.

czwartek, 22 marca 2012

Guacamole. Normalnie meksyk.


Zielony  wynalazek, prosto z Meksyku, odkryl go syn a merytorycznie wsparla mnie Magda (Mazda) Meksykanka-Kolezanka z pracy.
Guacamole. Cos jak salsa.  Dla tych wszystkich, ktorzy lubia avocado.

2 avocado,
pomidor,
jalapenos (takie  male papryczki, ostre)
cebula, nieduza
cilantro ( ziele pietruszka meksykanska zwane, 1/4 peczka)
sok z cytryny, 
sol do smaku.

Avocado obrac i rozgniesc na miazge, dodac porojonego w kostke pomidora, posikana drobno cebule, cilantro. Calosc zamieszac. Dodawac pokrojone bardzo drobno jalapenos. Sa ostre wiec ilosc tego skladnika zalezy od preferencji smakowych. Calosc polac sokiem z cytryny i posolic do smaku.

Zajada sie to z chipsami, tostitos.



Moze byc tez wersja miksowana. Trzeba jednak pamietac o bardzo, bardzo soczystym pomidorze.


Guacomole znane jest nie tylko w Meksyku, rozmaite wersje funkcjonuja w calej Ameryce Srodkowej. Na Dominikanie nie dodaja jalapenos, a wiecej pomidorow. W Gwatemalii smaruja tym wynalazkiem chleb. A w USA... osobiscie sie zajadam.


środa, 21 marca 2012

Na pierwszy dzien wiosny...

Tylko data. 
Zadnych oznak, zadnych ptakow, zadnych paczkow. 
Pomieszanie z poplataniem. 
Jedne drzewa gubia liscie, inne strzelaja pakami. Doslownie, bo to kwestia dni, zeby paczek rozwinal sie lisciem.
A moze amarylisy na grzadkach to oznaka wiosny?


Zar jedynie lejacy sie z nieba, ktory przez Tubylcow (znaczy sie ludkow z wieloletnim stazem tutaj) uznawany jest za anomalie.

I noce, cieple niczym czerwcowe, jak u Mistrza Galczynskiego , wypelnione cykaniem cykad czy tam swierszczeniem swierszczy. Rozgwiezdzine niebo. Znalazlam wreszcie Oriona, a Duzy i Maly Woz jakos sie dziwnie rozjechal...

Wybrzeze noca, zdjecie trzasnelam na szczycie mola. 


A ze bylo ciemno... to ciemno wyszlo:)

Pozdrawiam wiosennie.

niedziela, 18 marca 2012

Ogrodnictwo. W wersji mikro i makro.

Wersja mikro i makro oczywiscie z mojej pozycji.
Nie bedzie to elaborat nt Ogrodnictwa na Florydzie, faz jego rozwoju, oczekiwan, promocji, stosowania srodkow owado-, chwasto i innej masci -bojczych.

Raczej reminiscencje z rabatki i grzadki.

Klimat sprzyja roslinnosci. Zero mrozu, duza wilgotnosc. Rosnie wszystko jak oszalale.
Problem jest jednaj jeden. Za mokro i niestety z gleba krucho. To piasek. 
Nie wiem, jak tam wyzej, w pn czesci stanu, u mnie piach. I jesli nie polozy sie szlauchow z nawadnianiem i nie przykryje tego trawa to jedynie kaktysy beda rosly. I to takie niskopienne. Z dlugasnymi kolcami, zeby czasem nikomu nie przyszlo do glowy ich dewastowac. Jak na zalaczonym obrazku ponizej.


Jesli jednak zapragnie sie zagospodarowac kawalek rabatki, bo nie widzialam tutaj zadnych przydomowych ogrodkow warzywnych, to sluze poradnikiem.

Wersja mikro.Przy domku.
1. Organizacja.
Przygotowac nalezy roslinke, narzedzia, wode i ziemie.





2. Wykopac dolek w pisaku. Latwizna, bez wysilku. Idzie szpadel jak w maslo (a z drugiej strony kto wklada szpadel w maslo?).




3. Nasypac ziemi, ktora wyda owoc obfity czyli jakiegos odpowiedniego gotowca ze sklepu ogrodniczego (The Home Depot mam pod nosem) i zalac obficie woda i sie spieszyc, zeby woda nie zwiala w piasek.




4. Szybko wpakowac roslinke pozbawiona doniczki/oslonki, w miedzy-czasie rozprostowujac jej korzonki, zeby miala latwiej. Obsypac, uklepac. Gotowe.


Reszte zrobia za nas zraszacze, ktore co najmniej dwa razy dziennie leja wode po okolicy. Inaczej wszystko uschloby na pieprz.

A pisalam, ze mokro... tak, Floryda to bagienne tereny, ktore trzeba bylo zmeliorowac, zeby mozna bylo cokolwiek tutaj zadzialac. Zatem system kanalow spowodowal, ze juz nie jest mokro. Ani grzasko, poza oczywiscie terenami gdzie jest mokro i grzasko, ale tam nikt nie uprawia kwiatkow.

Wersja makro, to specjalizacja firm od krajobrazu. Opiekuja sie one osiedlami, parkami, centrami. I sadza. Tak troszke przemyslowo.
Pierwsze dwa punkty sa takie jak u mnie, nawet trzeci jest podobny. Owszem sypie sie jakas lepsza ziemie, ale nie leje wody a rozklada szlauchy, ktore sukcesywnie beda nawadniac rabatke.



Piach, roslinki, doprowadzona woda. I zamaskowanie.
Rowniczesnie owa kora, choc ona kora nie jest, to galazki rozdrobnione w razdrabniarce, bedzie trzymala wilgoc i kompozycje.
A krzewinki jak raz zaczna kwitnac to w kwitnieniu nie ustaja.





Nie wiem, kiedy one odpoczywaja od wegetacji...



sobota, 17 marca 2012

Gosc na blogu. Londyn.

Ktos wie, gdzie to jest? 
Naturalnie procz Autora zdjec ?
Londyn, owszem, tylko wlasnie gdzie...






Zdjecia dzieki uprzejmosci Andrzeja.



Jesli ktos zechce odpowiedziec na to pytanie, zapraszam do komentarzy. 
Dla Autora poprawnej odpowiedzi przewiduje nagrode. Pocztowka z palemka i sloneczkiem w pakiecie. (Pomysl skubnelam z Antypodow.)



Jezeli ktos chce sie pobawic w konkursy i zaprezentowac swoje zdjecia, zapraszam tutaj: http://powrotnik.eu/index.php/konkurs-fotograficzny-nasze-miejsca/

piątek, 16 marca 2012

Amarylisy




Kojarzyly mi sie z doniczka. Dzis odkrylam ich naturalne srodowisko.
Bo jesli sa w ziemi, rosna, kwitna to naturalne?

Moja mama hoduje je uparcie i to z sukcesami, a podgladnelam u Marii, ze u niej kwitna tez.

wtorek, 13 marca 2012

Gotowanie. Z cyklu: Na Florydzie zycie plynie.

Gotowanie takie samo jak wszedzie, ale.. komu by sie chcialo.

Czasem upal daje sie we znaki, czasem lenistwo, a czasem zwykle wyrachowanie.
Nie jest tak, ze sie generalnie nie gotuje. Gotuje, jak wszedzie.
Jednak wiele sklepow, zwlaszcza o charakterze delikatesowym, prowadzi wlasne kuchnie i serwuje smaczne jedzonko. Komu zatem chcialoby sie stac przy garach, w dodatku dla jednej osoby. Dwoch...

Za 7,99 $ mozna zakupic porcje z powodzeniem wystraczajaca na dwa dni. A podana cena jest w wielu wypadkach wygorowana, bo sa zestawy za 5$, 6$ z groszami. I nie jakis pies z buda. Nawet mniejsza taca sushi.


Zeby jednak nie bylo, ze sie tak calkiem obijam, plywam, maluje, praze w sloneczku i takie tam.
Ryby inaczej. Super dietetycznie.

Biala ryba w ziolach
1/2 kg ryby,
1 lyzeczka garlic pepper ( po prostu siekam zabek czosnku i dodaje pieprz),
1 lyzeczka bazylii,
1 lyzeczka majeranku,
1 swiezy pomidor, sredniej wielkosci pokrojony w kostke, wcale nie drobniutko, ale jak mnie przycisnie uzywam z puszki pomidory krojone w kostke, nie polecam jednak czesto, bo sie packa.

1/3 cup krojonych czarnych oliwek (daje zielone i tez jest ok, jakie mam pod reka),
1/2 zoltej papryki skrojonej w dlugie cienkie plasterki (daje czerwona, zielona, zalezy co mam),
1 sredniej wielkosci cebula skrojona w talarki,
mielony parmezan do posypania  (dla chetnych, osobiscie lubie)

Ziola , czosnek wymieszac ze soba i obsypac ryby.
Na patelnie wlac 3 lzyki wody (dokladnie wody, nic mi sie nie pomylilo) i polozyc rybe.
Warzywa wymieszac ze soba, dodac ziola i posypac rybe.

Patelnie przykryc, podgrzewac 8 - 12 min. TYLKO.
Gotowe.

Podaje to z ryzem, ryba na wierzch i mozna calosc posypac parmezanem.





Inny wynalazek, niekoniecznie do ryby. Na slodko.
Marchewka z jablkiem to znak mojego dziecinstwa. I moich dzieci tez. Jakos Gerberk im nie lezal. Czasem wracam do tych smakow, jak mam wene na gotowanie.

Tutaj poznalam wersje marchewki z ananasem. Rownie pyszne.


1 puszka ananasa z puszki (cruchon), odcedzony,
2-3 marchewki, zalezy od wielkosci, starte na tarce.
Chodzi o to by proporcje marchewki i ananasa byly jednakowe.
garsc rodzynek, majonez.

Wszystko wymieszac, gotowe. 
Jesli przygotujemy to przed podaniem rodzynki nabiora "ciala" sokiem ananasowym.

Smacznego!

poniedziałek, 12 marca 2012

Australian kangaroos




 Wlasnie zajechala do mnie kartka z pozdrowieniami z Antypodow. 
Od "znajomkow" z Melbourne, http://antypody.info/blog/.

Ucieszyla mnie bardzo!
Dziekuje serdecznie i pozdrawiam z tej strony globu.

piątek, 9 marca 2012

Rozpoznanie. Po polsku. A moze polskiemu?

- K... mac!

I powtorze za Siara: I wszystko jasne!

Od tygodnia jacys panowie, bardzo madrzy panowie, ciagna kable po centrum (rehabilitacyjnym, nie handlowym), w efekcie ktorych montuja nam kamerki, coraz wiecej kamerek. Kazde drzwi blokuja kodem. A co z kawa? 
Kiedy czlek wchodzi rece ma zajete. Kluczyki, torebka, telefon (a noz jakis sms zajechal), kawa. Gdzie tu jeszcze miejsce na kody?

Ganiaja Ci goscie z laptopami, tabletami i Bog jeden wie jeszcze z czym, by to wszystko zgrac w systemie, programie, monitoringu , nawigacji i czyms tam jeszcze. 

Po gebulach i skorze bylo widac, ze jako zespol to mieszani: Biali, Latynosi, Skosni w oczach.
Nie sadzialam jednak, ze swoj sie znajdzie i tak latwo da rozpoznac.
Kiedy rzucil swoje zaklecie, na ile magiczne, to nie wiem,zatkalo mnie. Zamurowalo. Zarylo. Nawet nie sama inwektywa. Jezyk. Polski nie jest tutaj spotykany, pisalam juz o urzedowym angielskim  i mniej urzedowych kreolskim, hiszpanskim czy niemieckim nawet. Ale polski?

Jedyna na przestrzeni pieciu skrzydel centrum oniemialam i goscia jakby w tym upale zmrozilo.
- Polak? Latwe. Inwektywa zabrzmiala z pelna artykulacja.
- Niemozliwe. Jezyk slysze. Cos takiego - dolozyl

I od slowa do slowa posypaly sie historie. Nasze.
I smialo teraz moge dodac, ze w tym angielsko-hiszpansko-kreolskim tyglu trafi sie i polski rodzynek.

Kiedy kolezanki przepytywaly w jaki sposob poznalam Rodaka, nie powiem, ze uslyszalam powitanie, coz bylo mi tlumaczyc?

- Uslyszalam, jak narzekal...

Minelam sie z prawda?

czwartek, 8 marca 2012

Happy Dzien Kobiet:)





Obchodzimy ku chwale Ojczyzny!
Jeden dzien kobiety, caly rok mezczyzny.

za Janem Sztaudyngerem, wiem...powtarzam sie


Paniom, w dniu Ich Swieta, Najpiekniejsze zyczenia.
I sloneczko w pakiecie.

Dziwicie sie, ze tak pieknie u Was?  Wiosna, sloneczko i te sprawy?
Trzymam reke na pulsie:)