1

1

poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Drzewa, liscie, kwiaty wszystkie

Taka swobodna tranwestacja na moje potrzeby.
O szczegolach niech sie wypowie spiewajaca pan Marek Grechuta


Mnie natomiast chodzi o kwiaty.
Jak slusznie Liliana zauwazyla w jednym z rozlicznych komentarzy, ze tutaj kwitnie ich od groma. Niewiele pachnie. Ale jak juz zapachna, to powalaja na nogi.
 Jak ta gardenia, okazuje sie, ze calkiem spory kwiatek - krzaczek.











Kazdego rodzaju liscie maja powloke jakby
"woskowa". Chroni ona przed nadmierna utrata wody przez rosline w tym palacym sloncu.
Stad tez rosliny sa jakby troszke skorzaste, traca na delikatnosci.
Slonce jednak pali niemilosiernie i nawet nawadnianie trzy razy dziennie czy codzienne ulewy letnia pora niewiele daja. 




niedziela, 29 kwietnia 2012

sobota, 28 kwietnia 2012

Tallahassee, Capital of Florida


Tak to juz jest, ze z jakiegos powodu inne niz wydawaloby sie miasto jest stolica stanu. Na Floryudzie jakos blizej mi bylo do Orlando czy Jacksonville. A tu padlo na  Tallahassee.



 Burmistrz...

                                                                           Photo by Andrew

Wiecej o samej florydzkiej stolicy w obrazkach.
A kto zgadnie co jest stolica stanu Nowy Jork?
Nagroda murowana!

piątek, 27 kwietnia 2012

Floryda z lotu.

Zapomnialam, jak moze byc zimno w kwietniu. No tak, do dobrego, sie znaczy cieplego, czlek przyzwyczai sie szybko.
A tu jeansy, kurtka, buty...brr zimno, zimno...



I jeszcze rzut oka na Floryde, taka ona jest wlasnie na poludniu.


Tutaj juz polnocne klimaciki, blizej Atlantyku.


A tu juz smutne i zimne niebo nad Pensylwania.
Nie jest zle, bede zyc:)


czwartek, 26 kwietnia 2012

Po sezonie...






Wypada mi slowa parafrazowac, bo ani wtorek, ani gory tutaj. 
Plasko na tej Florydzie, jak na stole. I nie przyszla jesien tylko wlasnie upal.
I zadne liscie nie zostaly otrzasniete, chociaz w sobote byla niezla huraganowa jazda.
Po sezonie. Po prostu. Opustoszaly drogi, baseny, restauracje, plaza.

Dzisiaj pryskam i ja. Na Polnoc. Nie, zadne tam Kolo Podbiegunowe, choc z klapek musze wskoczyc w pelne butki i wskoczyc w jeansy i kurtke. 
Ale jeszcze klimaty florydzkie bede mi towarzyszyly na dlugo.

Do nastepnego turnusu:)

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

A dzis sie wkurzylo...

Lalo i wialo, az lby palmom przyginalo do ziemi.
Teraz tylko morze jeszcze jest z lekka wburzone...



I jak tu nie dziekowac Stworcy za takie cuda?
Wiecej wzburzonego morza tutaj.
A jeszcze trafily mi sie takie stworzonka, biedaki na plazy.








Deli czyli prawie jak w domu.



Pamietam, kiedys Pistacjowy zapytal mnie o kanapki serwowane w deli (albo cos kolo tego). Zaczelam sie przygladac, co i gdzie mozna wyszukac.
Pomijam wszelkiej masci fast food'ownie z kilometrami bul polanych sosami, keczupem i jeszcze jednym sosem. Chociaz Subway nie jest zly...

W sklepach o charakterze delikatesow, zdecydowanie mniejszych niz wszelakie supermarkety dominuja produkty lokalne.
Oczywiscie klientela jest karmiona. A to owocoami, chlebem, nawet mozna sprobowac cos z kuchni. Oczywiscie sa to ilosci sladowe, ale daja pojecie o smakach.

Kanapki sa robione na zamowienie. Przepytuje nas na okolicznosc kanapki ktos z obslugi: co to konkretnie ma byc? Salata, kilka rodzajow miesa, moze byc kilka rodzajow sera i jeszcze inne warzywka ze swiezym ananasem wlacznie i surowymi pieczarkami na zyczenie tez.
Wypadkowa tego, co nam przyjdzie do glowy i zasobow kuchni.
Obsluga dziala w jednorazowych rekawiczkach, a gotowa kanapke pakuje w dwa rodzaje folii i dodaje do tego stos serwetek. Zapomnialam dodac,ze wszystko jest lane sosami, keczupem, majonezem. Chyba,ze klient postanowi inaczej.
A jesli nic nie chce z tych lanych wynalazkow (jak ja), budzi powszechne zdziwienie.
W moim przypadku obsluga zawsze sie upewnia, ze zrozumiala mnie nalezycie.

- No sos? No dressings? 

Nikt nie komentuje, ale zawsze mam wrazenie, ze pomrukuja: dziwne...


Oferta lunch'ykowa albo odatki do lunchu.


Cos na goraca. Naogol w cenie (od 5,99 do 13,99$) zawiera sie porcja miesa albo ryby i dwa dodatki. Moga to byc rozne wersje ziemniakow, warzywa, pasta.


Do wszystkiego sosy albo dressingi. Czym sie jedno rozni od drugiego? Nie wiem. Nie jestem ich smakoszem. O, wiem. dressing to cos na ksztalt dip'u. To spotykalam w Polsce. Lata temu.



I oczywiscie swieze owoce. Ciesza sie nieslabnacym powodzeniem. 
Proba smaku i cwiartki, polowki albo w calej okazalosci melony, ananasy i co tam jeszcze deli oferuje wedruja do koszyka z zakupami.

Ma to swoja racje bytu maketingowego. Po pierwsze zawsze swieze produkty sa w sprzedazy. 
Po drugie - te mniej swieze ida pod noz i koncza w misach na sprobowanie albo w salatkach roznej masci.
Po trzecie - ryby czy mieso z tych stoisk wedruje na kuchnie i jest serowane w postaci dan goracych.
Slowem, nic sie nie marnuje. Wlasciciel nie ucieka w koszty psujacym sie towarem, ludkowie zadowoleni z jakosci produkow i niezlych gotowcow serwowanych za przyzwoita cene.

niedziela, 22 kwietnia 2012

Z poradnika florydzkiego ogrodnika. Cd

Poinsettia. Znana raczej jako gwiazda betlejemska.

A tu nie Betlejem.



Rosnie i kwitnie na przestrzeni calego roku. Troszke spowalnia w porze upalow (czyt: naszym latem).



Jak wszystko tutaj, wystarczy wysadzic z doniczki do lepszej ziemi i gotowe.
Ta ponizej, to ozdoba bozonarodzeniowego stolu.
Wysadzilam ga w marcu do gruntu. I pieknieje z kazdym dniem.

Poinsettie rozrastaja sie tutaj do rozmiarow krzewow.

sobota, 21 kwietnia 2012

Znak na pomyslnosc planow wszelakich.







Ciekawy przypadek socjologiczny.




Zycie nas nie piesci.
Piescmy sie sami.
jak mawial moj Mistrz (w glupawce), Jan Sztaudynger. 

Cos sie chyba dzieje, pewnie niedobrego, kiedy pieszczenie przybiera znamiona kryzysu wieku sredniego?

Od jakiegos czasu poszukuje na to odpowiedzi. 

Nie, ja sobie kryzysami ani wiekiem srednim (cokolwiek to jest) glowy nie zawracam. Szkoda czasu.
Szkoda rozmieniac sie na drobne.

Trafil mi sie wlasnie taki ciekawy przypadek socjologiczny, jak sam Przypadek o sobie mowi. I co tu z nim zrobic? Z tym przypadkiem sie znaczy?

Nie mamy wplywu na nikogo. Ewentualne zmiany mozemy poczynac sami. Jedynie. 
Byc moze ktos nas do tego zainspiruje...

Nie wiem, kto czy co zainspirowalo moj ciekawy przypadek socjologiczny, ale przestal sie mazgaic, wzial cztery litery w troki i ruszyl. Nie tak do konca bez celu, ale przed siebie.
Jedzie przez Floryde z poludnia na polnoc i pamieta o mnie slac mi zdjecia z podrozy...

 Zachodnie wybrzeze Florydy, z Naples do Tallahassee.


A czasem trafi sie taki hotel pieciogwiazdkowy....

piątek, 20 kwietnia 2012

Palmowo jeszcze.

Nie, to nie bedzie nawrot do Swiat Wielkanocnych, chociaz ciagle jestesmy w okresie wielkanocnym.
Nie bedzie tez o palmie, ktora odbila. Bedzie o plamie, ktora zakwitla.







Jedna z trzech wlasnie rozpoczela pylenie, nastepna strzela pakami, a trzecia kwieciem. A to wszystko po to, zebysmy sie za przyczyna tych pylkow poplakali. Albo zadrapali.
Zamiast kwitnac w tym samym czasie i w tym samym czasie sie wypylic - nie, kazda sobie, po kolei.
I jak, nie odbija tym palmom?

A tak kwitna wieksze wersje palmy, ta jest z gatunku royal.




czwartek, 19 kwietnia 2012

Ogrodki.

Ogrodki to slowo na wyrost w stosunku do rabatek czy grzadeczek wyrwanych sloncu i piaskom. 
Usytulowane sa glownie kolo domow, zeby i sam budynek dawal troszke cienia roslinnosci, nie grzesza rozmiarami.









Jak myslicie, ktory z tych ogrodkow nalezy do Niemcow?

Mam tutaj troszke rozmaitych sasiadow. W duzej mierze to Amerykanie, ale nie brak Kanadyjczykow, sa Brytyjczycy i Niemcy. Kazdy dziala ogrodkowo wg wlasnego pomyslu.
A zatem ktory to niemiecki?



No tak, wlasnie po komentarzu Jasnej 8 wpadlam na to,ze nie zapytalam tez:
Dlaczego sadzicie, ze wlasnie ten, wskazany przez Was ogrodek, jest spod niemieckiej reki?
To sie poprawiam.