1

1

czwartek, 30 czerwca 2011

Ogorkowo...

Niniejszym otwieram moj prywatny, osobisty, wlasny sezon ogorkowy...
Ta rammmm (tu jest miejsce na ogorkowe fanfary:))









Ciekawe, co z tego wyrosnie. Bede dzisiaj obserwowala postepy we wzroscie...



środa, 29 czerwca 2011

Sezon truskawkowy

Sezon truskawkowy w pelni, przynajmniej w mojej strefie:)
Mozna je zakupic w sklepie,  na targowisku prosto z farmy. Mozna tez samemu wybrac sie nan, zaplacic “wstep” i uzbierac sobie koszyczek albo sto.
Oczywiscie uzbierane we wlasnym zakresie truskawki tez wymagaja zaplaty.

I mozna rozkoszowac sie nimi do woli…
Po sezonach truskawkowych tutaj wciaz mi teskno za polskimi truskawkami i truskawkowa legumina z galaretka…

Ale, ale, dla tych, ktorzy lubia rabarbar niezle ciasto.

Truskawkowo- rabarbarowy pie

1 cup cukru,
1/3 cup maki,
½ lyzeczki otartej skorki pomaranczowej,
2 cups truskawek przekrojonych na pol, a jezeli wieksze to na wiecej czastek,
2 cups rabarbaru pocietego w 2 cm prostokaciki.

Kruszonka owsiana:
½ cup maki,
½ cup owsa,
1/3 cup masla,
½ cup cukru lub wiecej, polecam brazowy.
Wszystko razem polaczyc ze soba. Kruszonka bedzie sie kruszyc, rozsypywac. 
Tak ma byc, bo to kruszonka :))


Rozgrzac piekarnik do 425 F (180 C).
Umyte i pokrojone owoce wymieszac ze soba, skorka pomaranczowa i cukrem.
Wrzucic na foremke. Bez zadnego spodu. Jedynie na wierzchu posypac owsiana kruszonka.
Koniecznie trzeba ciasto wytudzic, by sok z truskawek i rabarbaru zgestnial. Ciasto nie bedzie wtedy sie packalo, da sie ladnie pokroic.

Mozna wrzucic na gotowca, pie do upieczenia – gotowe surowe ciasto. I wtedy posypac dodatkowa kruszonka owsiana. Sok z truskawek i rabarbaru wchlonie sie wtedy w ciasto.



Naturalnie mozna podawac z lodami czy bita smietana.
Normalnie pycha!

wtorek, 28 czerwca 2011

Konkluzje po spotkaniu rodzinnym...


"Badania nad alkoholem wykazaly ze :
 
Wodka z lodem - atakuje nerki !
Rum z lodem     - atakuje watrobe !
Gin z lodem      - atakuje mozg !
Whisky z lodem - atakuje serce!

 Wyglada na to, ze ten cholerny lod szkodzi na wszystko!"


Ale zeby nie bylo tylko alkoholowo. Oczywiscie gril i mozliwe miesne wariacje: schab, karkowka, steki,  kielbasa, zeberka. Wszystko to dobre, ale dla miesnych smakoszy. Sama sie troszeczke wylamuje z tego grona. I nie chodzi o to, ze keczup czy majonez nie wchodzi mi w smaki...



Dzisiaj proponuje cos innego, co jest pyszne, jako wlasnie dodatek do grilowanych mies.
Salsa z mango. Normalnie rewelacja. Co prawda, do stekow dodawalam juz na sposob amerycki, marshmellow salat, jednakze salsa bije wszystko na glowe. Raczej na mango.


2 sztuki mango, obrac, wydrazyc i pokroic w drobna kostke,
2 papryki i uczynic to samo,
Pol celuli salatkowej (tej z fioletowa skorka), pokroic na drobno,
peczek cilantro (znanej tutaj tez jako meksykanska pietruszka- osobiscie nie wiem dlaczego, wszak to europejskie ziele. A moze najpierw bylo meksykanskie?)
Cilantro drobno posiekac.


Skladniki wymieszac i gotowe. Nie uzywam do tego nawet soli.
Dla mnie bomba.




Zycze smacznego

poniedziałek, 27 czerwca 2011

Greenpoint o poranku :)

Prawie 9.00 rano. Czy to faktycznie poranek..?
Niedziela jakos nie wyrywa z lozek i domow o swicie. Oczywiscie tych, ktorzy nie musza...

Skrzyzowanie Manhattan Ave z Greenpoint Ave


Zaspana jeszcze Manhattan Ave



Po malutku Greenpoint przestaje byc juz polska enklawa. Drogo.
Polacy przebywajacy czasowo w USA uciekaja na Queens, podobno taniej. Bez jezyka tez czuja sie swobodniej wszedzie tam, gdzie ktos pomoze. I zrozumie.
Przywiazanie do kuchni tez robi swoje. Latwiej kupic produkty polskiego pochodzenia.
Na ulicach Greenpointu rzadziej slychac jezyk polski. U mnie nie slychac go wcale:))
Samo zycie))

niedziela, 26 czerwca 2011

Kapielowki po amerykansku


Tak przy okazji podworkowego sezonu basenowego mi sie skojarzylo...
Zostawie dywagacje na temat stroju kapielowego Pan na kiedys.
Zajme sie Panami.
Tutaj, jako meski stroj kapielowy, obowiazuja szorty. Po kolanka.
Zasiegnelam jezyka - wygodne, niczego nie krepuja (ruchow tez). Zatem swoboda.

Kiedy moi amerykanscy Goscie pojawili sie tak ubrani na polskim basenie - tylko otwartosci Pana Ratownika zawdzieczam fakt, ze unikneli zakupu kapielowek w przybasenowym sklepiku.
Oczywiscie kapielowek w polskim rozumieniu.

Tutaj zas, na plazy w New Jersey, pieknej zreszta, znajomek moj paradowal w kapielowkach prosto z Polski.  Wzbudzal ogromne zainteresowanie pan i zachwyt wrecz niektorych mezczyzn...

Jak sie pozniej okazalo - ten typ odzienia kapielowego prezentuja panowie kochajacy inaczej...




sobota, 25 czerwca 2011

Ostatnio uslyszalam....

Dywagacje na temat szczescia odbieraja sen nie tylko filozofom czy fizolofom (jak ja:)). Odbieraja ow sen nie od dzisiaj. Starozytni itd...

Dzisiaj, podczas sesji terapeutycznej, w salonie kosmetycznym (a jakze:)) uslyszalam koncepcje szczescia w slad za Profesorem Wladyslawem Tatarkiewiczem:

"Szczescie jest wypadkowa tych wszystkich nieszczesc, ktore nas nie spotkaly".

I to tez jest podstawa do tego, by radowac sie tym, co mamy i dziekowac Wszechomgocemu za to.
Co niniejszym czynie.

A swoja droga, ten, kto sadzi, ze w salonach pieknosci gada sie jedynie o pieknosci w wymiarze cielesnym, jest w glebokim bledzie. Mozna sie podciagac na urodzie ze wszech miar.





piątek, 24 czerwca 2011

Klapki

Przyczynkiem i inspiracja dla tego posta byl artykul  Pana Jana Latusa "Gole nogi" w NOWYM DZIENNIKU - polskojezycznej gazecie z Nowego Jorku.

Pozwole go sobie zacytowac w calosci :

"Po czym rozpoznać mieszkańców Stanów Zjednoczonych? Jednym z najłatwiejszych sposobów jest spojrzenie na ich nogi. Jeśli ogromna większość przechodniów, bez względu na pogodę i temperaturę powietrza, człapie w klapkach, odpowiedź jest jasna: jesteśmy w USA.
(tutaj obrazek. On i ona w japonkach. Foto: Archiwum).
Każdy kraj, cywilizacja, ma charakterystyczne sposoby ubierania się, zachowania, style i maniery. W przypadku Stanów Zjednoczonych od kilkudziesięciu już lat jest to obsesyjne zamiłowanie do demonstrowania gołych stóp, a jak się da – także łydek.
W innych krajach jest pod tym względem normalnie. Mężczyźni chodzą, w zależności od pory roku i okazji, w długich spodniach oraz półbutach sznurowanych lub mokasynach, sandałach, butach sportowych pasujących do spodni. Kobiety też różnie: botki, kozaki, pantofelki na wysokim obcasie i z płaską podeszwą, kryte i nie, czółenka, szpilki, platformy, sandałki, klapki. Panuje tam wielka rozmaitość, generalnie jednak kobiety uważają za bardziej eleganckie – więc je preferują – pantofle kryte.
Amerykanki są chyba przekonane, że najpiękniejszą i najważniejszą częścią ich ciała są stopy. Nie topnieją więc jeszcze ostatnie śniegi, a już co odważniejsze wyrywają się, aby pokazać światu swoje odnóża.
Czy stopy są wyjątkowo atrakcyjną częścią ciała kobiety, w ogóle ludzi? Zdania są podzielone. Są mężczyźni, dla których stopy są wyjątkowo podniecające i piękne. Inni reagują na nie neutralnie lub pozytywnie (kocham każdy skrawek ciała kobiety). Dla jeszcze innych są fetyszem – osiągają orgazm tylko wtedy, gdy mogą possać kobiecy paluch. Dla kolejnej grupy stopy są częścią ciała odstręczającą seksualnie. Jest to grupa liczniejsza od fetyszystów stóp. Zauważmy, że w filmach i na zdjęciach erotycznych kobiety nawet w czasie seksu nie zdejmują pantofli na szpilkach.
Właściwie nie wiadomo, skąd to uporczywe eksponowanie stóp. Wymówką nie jest gorący w wielu częściach USA klimat: przecież kobiety chodzą w klapkach także wtedy, gdy stopy są aż czerwone od zmarznięcia. Gdy podniesiemy wzrok, zobaczymy kurtkę, szalik i czapkę...
Przekonanie, że nie ma to jak goła stopa, dotyczy wszelkich okazji. Erotyzm kobiecych nóg w rajstopach czy pończochach nie jest tu doceniany. Skutkiem tego na najelegantszych galach i balach, nawet w trzaskający mróz, kobiety paradują z gołymi nogami, epatując wszystkich biało-różowosiną gęsią skórką i skutkami dopiero co przeprowadzonej depilacji.
Spójrzmy, jak obute są Amerykanki na balu w Waldorf Astorii czy na Oscarach – a potem zobaczmy, jak damy noszą się w Paryżu, Wiedniu, Tokio i Warszawie.
Konieczność pokazywania każdego dnia gołych stóp zmusza Amerykanki do poświęcanie mnóstwa czasu na ich pielęgnację. Kobieta często jedzie do pracy z mokrą głową, a makijaż kończy w pociągu. Ale stopy muszą być wypielęgnowane! Skoro nie ma czasu, sił i umiejętności, aby sama sobie robić pedicure, pojawia się w jej budżecie stała pozycja: wizyty w koreańskich nail salons.
To więcej niż przejściowa moda. To jakiś bezmyślny, owczy pęd – wszystkie tak się noszą, to ja też.
Konieczność eksponowania gołych nóg dotyczy też Amerykanów. My, chowani na kontynencie, na którym mężczyzna zakładał szorty tylko w czasie największych upałów oraz nigdy do pracy i w mieście, najczęściej tylko na wakacjach, możemy się tu napatrzyć do woli na męskie owłosione łydy. Oraz – znowu – gołe stopy w sandałach, a przede wszystkim w klapkach. Mężczyzna noszący sandały i skarpety, żeby nie obetrzeć stóp –  często jest to Polak lub Niemiec – jest wyśmiewany jako czereśniak.
Lekarze pewnie zdziwiliby się, że aż tylu mężczyzn odczuwa konieczność, nawet gdy jest stosunkowo chłodno, zakładania krótkich spodni. Ciepło ucieka z ciała głównie przez głowę. Ale przez łydki? Czy łydki Jankesów szczególnie się pocą, czy wymagają nieustannej wentylacji od marca do października?
A może – z czego nie zdawałem sobie sprawy – męskie łydy szczególnie podniecają kobiety? Może mężczyzna w szortach-worach za kolano wygląda pięknie, szarmancko, wysublimowanie, sexy? Pewnie tak. Popatrzmy na liczne pary na ulicach: ona w eleganckiej sukience i pantofelkach na obcasie, on człapie jak kaczka w sneakersach i szortach-worach.
Właśnie – człapie. Jakie nosimy obuwie, określa nasz sposób poruszania się. W wygodnych półbutach człowiek idzie szybko i sprawnie. W szpilkach kobieta czasami – gdy umie w nich chodzić – odwraca wszystkie męskie głowy, a czasem – gdy nie umie – idzie jak na szczudłach i z widoczną męką na twarzy.
Ludzi obuci w sneakersy (a są to ci wszyscy Amerykanie, którzy akurat nie noszą klapek) poruszają się, jakby do ich butów wlano cement. Wbijają nogi w grunt jak pilary na budowie. Stopy rozstawiają tak szeroko, że ich chód staje się komiczny. Wszyscy obuci w sneakersy chodzą tak, jakby mieli platfusa.
Dodajmy, że są to buty brzydkie, nieeleganckie, obciachowe i do tego drogie.
Fakt, że większość Amerykanów chodzi we flip flopach, określa dynamikę tego społeczeństwa. Dosłownie. Ludzie nie przemieszczają się szybko i sprawnie z punktu A do punktu B. To społeczeństwo człapie, posuwa nogę za nogą, jak ktoś w kapciach w swoim domu. Niezdarnie pokonują schody, męczą się z krawężnikami, nie są w stanie przyspieszyć na prz, "Gole nogiejściu dla pieszych, są narażeni na bolesne przydeptanie w tłoku.
Każdy Amerykanin, nawet rzekomo dynamiczny i agresywny nowojorczyk, to teraz Lebowski: człowiek na luzie, może nawet loser. Klapki powodują, że każdy czuje się cool, zrelaksowany, jakby spędzał życie wędrując po plaży. W dodatku w rękach trzyma jeszcze komórkę i kawę, co dodatkowo utrudnia mu skoordynowane reagowanie na bodźce i sprawne poruszanie się.
Ameryka nie upadnie z powodu ekspansji Chin, niepotrzebnych wojen i złych rządów. Dominacja tego kraju skończy się, gdyż nigdy jeszcze w dziejach nie podbiła świata armia żołnierzy w klapkach."

W pelni podzielam zdanie Autora w kwestii "meskich lydek" , czasu, kiedy Amerykanie wskakuja w klapki i co z tego dlan wynika.
Niestety, nie moga zgodzic sie co do Pan. 
Na letni czas moim ulubionym obowiem sa wlasnie klapki. Z piekna stopa one tez sa eleganckie.
A czas na peducure nigdy nie jest czasem straconym:):)

poniedziałek, 20 czerwca 2011

Telefoniczna opalenizna.


            Nie , to nie zadne novum ameryknskich salonow pieknosci. Zadne tez przymiarki  do przyszlosci. Chociaz, kto wie…??
Telefoniczna opalenizna jest wypadkowa szczescia i gadulstwa.
Szczescia w znajdowaniu niefrasobliwie zagubionych rzeczy. Cudzych.
Gadulstwa, a raczej cierliwosci dla amerykanskiego gadulstwa. I umiejetnosci zadawania pytan.

Sloneczko pewnie odmozdzylo mnie z lekka, kiedy patrze na to, co zrobilam…

Chcialam popracowac nad piekna opalenizna. Zwlaszcza ramion i dekoltu. Wszak rodzinne spotkanie tuz, tuz.
Znudzil mi sie basen. Postanowilam lapac promyki w ruchu. Oczywiscie swietnym sposobem na to bedzie spacerek.
Super letnio ubrana wybralam sie w moje gorki. 
Wczesna pora popoludniowa i zar lejacy sie z nieba nie sprzyja spacerowiczom. 
Nie bylo nas wiele. Ja pod gorke, jakis ktosik z gorki.
-        Czesc - zagail. I rozgladal sie wokol, jakby nie mogl zniesc kontaktu wzrokowego ze mna.
-        Czesc – padlo moje w odpowiedzi.
-        Dlugo tak spacerujesz?
-        Wlasnie rozpoczelam moj spacerk. A Ty? Szukasz czegos?
-        Zgubilem swoj telefon. Polozylem dziada na dachu truck’a. Ruszylem. Depnalem. A jak sie kapnalem…dziada nie bylo.
-        Co to za “dziad” - zapytalam z uprzejmosci.
-        Czarny iPod – i tu nastapila wyliczanka czegostam. Kompletnie nieistotna dla mnie.

Czarny i juz. Sama tez moge mowic o rozowej Motorolii, niebieskim Ericssonie. Telefon, podobnie jak samochod, ma byc ladny. Sluzyc ma tylko i wylacznie do gadania i sms-owania. Reszta zbajerzenia mnie kompletnie nie rusza. Od zdjec jest aparat, od muzyki - filharmonia:) I ewentualnie dobry sprzet grajacy. Od netu- computer. Niewazne.

Kiedy zobaczyl moje wybaluszone oczy poprosil tylko:
-        Gdybys znalazla, jestem spod 2036.
-        Ok, jak znajde, dam ci znac.

I rozeszlismy sie, kazde w swoja strone. Ja pod gorke. Gosciu z gorki.
Pomna na swoja przygode z torebka na dachu mojego autka, nie sadzilam, ze jest mozliwe odnalezienie czegokolwiek, co zwiazlo z dachu samochodu przy niemalej predkosci.
Jakiez bylo moje zaskoczenie, kiedy na srodku drogi lezal sobie w najlepsze czarny telefon (model jakis tam. Zbajerzony, jak mniemam).
Niestety, wlasciciel zginal mi z zasiegu wzroku.
Poszlam szukac domku 2036. Jest. Fajna chalupka. Ani zywej duszy.

-        Ok, wracam, po drodze spotkam goscia to mu oddam – pomyslalam.

 I schodze sobie spokojnie. Niestety, Po gosciu slad zaginal.
Jakas dzieciarnia na rowerkach, sasiedzi wracajacy z dzieciakami ze szkoly. Goscia niet.
Coraz wiecej autek, bo coraz blizej osiedla.
Az nagle z bialego samochodu wychyla sie gostek:
-        Masz moj telefon – krzyczy
-        Tak. Szukam Cie, bo nie bylam pewna, czy moge zostawic go na tarasie. Sadzialam, ze bedziesz maszerowal w dalszym ciagu w poszukiwaniu dziada - tlumacze sie
-        Nie mialem juz sily. Tak grzeje. Ale dzieki serdeczne – facet zaczal rozplywac sie  w podziekowaniach.

I od slowa do slowa… okazalo sie, ze wrocil wlasnie z Afganistanu. Wlasnie czyli koncem maja. Na Memorial Day. Taki prezent dla rodziny od armii. Sluzyl tez z Polakami. Fajni goscie. I zaczal mi o nich opowiadac, operujac jakimis ksywkami.
Opowiesc podobala mi sie bardzo. Tym bardziej, ze pomna na bohatertwo polskiego zolnierza puchlam z dumy. Tak, to Nasi. Moi Rodacy…

Nie zwrocilam tylko uwagi na jeden szczegolik. Stalam w sloncu. Palacym sloncu. W koncu polazlam w gorki po opalenizne…
Jakie bylo moje zdziwienie, kiedy “wypracowana” opalnizna zaczela mnie piec, a wkrotce palic zywym ogniem.

Na dekolcie i ramionach mialam juz krem po opalaniu i przed tez. Krem na dzien, na noc, pod oczy. Balsam. Oliwke. Mleko zsiadle. Mleko ze sklepu. Jogurt waniliowy (fuj ), truskawkowy (pycha). Cos zielone, galaretowate. Cos z  aloesem (fajnie pachnie). Noxzeme (super wychlodzilo mnie wrescie).

Jutro zejdzie ze mnie skora.

Dopielam swego. Podczas rodzinnej uroczystosci wszyscy zwroca na mnie uwage. 
Mialo byc zaskoczenie piekna opalenizna.
Bedzie.
Pozostalosciami po niej.

niedziela, 19 czerwca 2011

Upal...


Nuda, nie?


















Nooo....







"Upal, trzydzieści stopni Celsjusza. 
Pot mi po plecach płynie, po uszach, 
a jedna stróżka tak czasem z boku, płynie po oku..."


- A tej co?


- John wyjeżdżał, nie zauważył...

 - E, upal taki...




sobota, 18 czerwca 2011

Siostro! Basen… Nie. John! Basen!



I nie chodzi wcale o to, ze w szeregi amerykanskich sluzb medycznych wstapilo wiecej panow.

To basen w kompletnie rekreacyjnym znaczeniu. Taki basenik.
Sezon basenowy bowiem w pelni. I nie ma on kompletnie nic wspolnego z zawolaniem:  Siostro, basen. Raczej: John! Basen!




Bierze sie to stad, ze w odpowiedzi na moje zawolanie ow John basen podgrzeje, nie poda. W zasadzie to podgrzeje wode w nim.
Kiedy czlek rzuci okiem na ow basen, to zadne tam halo. Malizna. Glebokosc tez pozostawia troszke do zyczenia (jak dla mnie). Kiedy jednak czlek wejdzie sobie do wody, zwlaszcza w upalnych dniach…
O, to juz kompletnie zmienia stan rzeczy.
Mozna sie ochlodzic, zmeczyc plywaniem (nie na olimpijskim dystnansie, fakt) i przy okazji  “wylaszczyc”. Wszak plywanie to jedno najlepszych cwiczen.
Dotad wydawalo mi sie, ze basen w przydomowym ogrodku to snobizm. 
Okazuje sie, ze bylam w bledzie. W upalne dni, ktore tutaj daja niezle popalic (100  % wilgotnosci, 100 stopni F temperaturki) daje on ochlde i odsapke.
Jezeli jeszcze dolozyc do tego sok z parasolka, palemka albo innym cytrusem u boku…
Pelnia lata… 
I chlup do wody.

piątek, 17 czerwca 2011

Wloskie wydanie makaronu po amerykansku.

Posmutnialo nam lato. A wlasciwie to koncowka wiosenna. Tylko czemu placze?
Smutno tak jakos…

To moze cosik na poprawe humoru. Lekka zmiana smakow. 
Wloskie wydanie makaronu po amerykansku. Stosuje go w ramach lunchu, na obiad tez moze byc.

Makaron z warzywami.

Wszelkie dostepne warzywa, min. trzy rodzaje. Dzisiaj wylowilam z lodowki marchewke, cebule, kalafior, brokuly, cukinie, papryke, oliwki.

Warzywa umyc. Te, ktorym to potrzebne, obrac ze skorki, pokroic w plasterki badz na drobniejsze czastki (kalafior, brokuly).
Na lyzce oliwy dusimy kolejno, w zaleznosci od twardosci: marchwke (tak z 5 min.), cebule i pozostale przez kolejne 3 min. Zalewamy to 2 lyzkami sosu wloskiego (tutaj mam Italian dressing). Jeszcze dusimy przez 2 min. Gotowe.
Wykladamy na ugotowany makaron.



Posypuje parmezanem, bo lubie.
Smacznego.


Dzisiaj dotarla do mnie "ziolowa" przesyka z Polski. Renia, serdeczne dzieki.

czwartek, 16 czerwca 2011

Dzien Flagi

14 czerwca amerykanski kalendarz wspomina o Dniu Flagi.
Jestem przekonana, ze zupelnie niepotrzebnie.
Amerykanie maja ogromne przywiazanie do flagi. Nie chodzi tylko o jego radosny wyraz w postaci bluzek czy dresow w desen flagowy, czy tez klapek, koszulek, bielizny i wszelkiego innego gadzetowego dziadostwa.
Bez mala, przed kazdym domem stoi maszt. Na nim lopoce flaga. Jesli masztu nie ma, jest jakis uchwyt, w ktorym zadzierzgniety jest drzewiec z flaga.
Nikt sie flagi nie wstydzi, wrecz przeciwnie. Traktuje ja z nalezna jej itencja.
I tego zazdroszcze Amerykanom.
Nie licytuja sie w tradycjach zwiazanych z jej traktowaniem. Po prostu maja ja wszedzie tam, gdzie dzieje sie cos waznego, wznioslego. To bardzo latwo zaobserwowac, nawet w doniesieniach prasowych.

Moze za moje flagowe usprawiedliwienie niech posluzy fakt, ze czerwone szturmowki skutecznie obrzydzily mi fakt manifestowania czegokolwiek z uzyciem flagi.
Tutaj zmieniam swoje flagowe nastawienie.

poniedziałek, 13 czerwca 2011

Sweet Home Alabama...

Nie, to nie moj dom, ani nie moja Alabama.
Ten stan, podobnie jak Georigia wpowadzil twarde prawo w kwestii imigrantow. To nic, ze jest albo wkrotce bedzie zaskarzone. Nie ulatwia zycia nielegalnym. Ale nie o ulatwienia przeciez idzie tylko o walke...

Dla mnie Alabama nieodparcie kojarzy sie  z Forrestem Gump 'em. I cudnym filmem pod tym samym tytulem.
Tak go charakteryzuje jeden z internautow, wortmanp:

Forrest Gump= Best movie ever
Sweet Home Alabama= Best song ever
Forrest Gump+Sweet Home Alabama= Paradise

Nic dodac, nic ujac.

niedziela, 12 czerwca 2011

Ogloszenia parafialne.



Dlugo mi zeszlo, zanim przyzwyczailam sie do faktu, ze elegancja nie jest mocna strona Amerykanow. (Ok, nie wszystkich).
Zaobserwowac to latwo rowniez w amerykanskim kosciele katolickim. Nie tylko w mojej parafii. Tutaj nie obowiazuje zaden dress code, dlatego tez niektorzy przychodzili na Msze Swieta, jakby wlasnie przerwali koszenie, umyli na szybko buzke i rece.
Inni wlasnie wyskoczyli z lozka i po drodze do kosciola ze sznura z praniem zgarneli cos  na siebie. To nic, ze tatus zalozyl bluze syna. Nieobce byly dresy, powyciagane zreszta… Panowie w szortach i klapkach, panie w kusych bluzeczkach. Kompletny luz, czesto graniczacy z niechlujstwem. Wolnosc.

Z poszanowaniem miejsca swietego  nie mialo to nic wspolnego. Jak, oczywiscie, dla mnie.
No coz, odstawalam elegancja od wspolprarafian. Podobnie i latynoscy parafianie.

Az..podczas ogloszen parafialnych lektor czyta, ze szorty, kuse bluzeczki i super letni stroj nie przystaja. 
Prosi o uszanowanie miejsca swietego. To w stroju wyraza sie rowniez.
Cos takiego… Dotarlo.

A moze Ksiadz Proboszcz wzial przyklad ze mnie :):)

sobota, 11 czerwca 2011

Kasztan po amerykansku. Albo tak mi sie wydaje...


Tak mi sie kasztanowo skojarzylo, kiedy drzewo zakwitlo.





Z kasztanem w polskim rozumieniu nie ma komletnie nic wspolnego.
Nie te liscie, nie to kwiecie. Jedynie galazka, ktora obsypuja kwiatki nasunela mi takie skojarzenia.
Sam pojedynczy kwiat przypomina raczej lewkonie niz kasztanowy.
Owoce tez nie kasztnowe.  To dlugasne straki, podobne raczej do fasolki szparagowej-giganta.

I zapach. Obezwladniajacy, zwlaszcza wieczorowa pora, kiedy swietliki (te owady z bateryjkami) szukaja sobie tam schronienia albo szykuja sie na jakas imprezke albo odurzaja sie zapachem.

Sasiad powiedzial mi, ze drzewo to to capabla tree a moze carapa?
Szukalam. Nie natknelem sie jeszcze na satysfakcjonujace mnie informacje na jego temat. Moze ktos wie?

P.S.

Mike jest nieoceniony. To catalpa tree i jej owoce.

środa, 8 czerwca 2011

Wyglad na emigranta:)

O imigrantach jeszcze i jeszcze...

Temat ten na dobre zagoscil wsrod istotnych i politycznie poprawnych kwestii.
Wszyscy daza do poprawy doli, losu nielegalnych.
Cos mi sie zdaje, ze jest to troszeczke na zasadzie: tak im dobrze, ze dobrze im tak. Znaczy sie nielegalnym.

Po pierwsze, o tym sie mowi.
Po drugie, o tym sie tylko mowi.
Jesli chodzi o legislecje w skali calego kraju to Pan Prezydent zapewnia, ze los ustaw w sprawie polepszenia doli nielegalnych przybyszow lezy mu na sercu (oby nie na watrobie, bo to prosta droga do niestrawnosci).

Jego zabiegi w tym zakresie beda czterokierunkowe:  przyspieszenie procedur legalnej imigracji, tworzenie sciezki dla uzyskania obywatelstwa przez nielegalnych emigrantow, karanie pracodawcow zatrudniajacych osoby bez pozwolenia na prace i wreszcie uszczelnianie granic. Ambitny plan.

By go przeprowadzic potrzeba wspoldzialania Republikanow i Demokratow. Im, niestety, ciagle w kwestiach nielegalnej imigracji nie jest po drodze.
Ci pierwsi opowiadaja sie za ostra polityka wobec nielegalnych, ktorzy odbieraja prace bezrobotnym Amerykanom (tak na marginesie, to nie wiem ktorym).

Ci drudzy natomiast sa bardzo liberalni w swoich pomyslach i pod swe skrzydla przyjeliby wszystkich chetnych (byle do konca zycia glosowali na Demokratow).
Faktem jest, ze obydwie partie musza osiagnac consensus w swoich pomyslach i oczekiwaniach do i po nielegalnych, bo bez ich wspoldzialania nic z  ustaw.

A poki co wladze federalne coraz ostrzej poczynaja sobie z firmami zatrudniajacymi nielegalnych imigrantow. Koncentruja sie na pracodawcach.
Do tej pory “naloty” na nielegalnych konczyly sie ich aresztowaniami i deportacja. A nielegalnie i tak za chwilke wracali. Do tych samych miejsc pracy.
Dlatego tez szef ICE (Urzad do spraw Imigracji i Egzekwowania Cel) sciga pracodawcow. Naklada bardzo wysokie grzywny i kary wiezienia, by tym odstarszyc przed zatrudnianiem pracownikow bez wymaganego pozwolenia na prace.
Kary pieniezne nalozone w ubieglym roku na pracodawcow dzialajacych poza prawem przynosly zysk w wysokosci 43 mln $. Natomiast dwoch wlascicieli sieci meksykanskich restauracji w toczacym sie, niezwykle spektakularnym procesie za oszustwa podatkowe i ukrywanie nielegalnych emigrantow, moze otrzymac wyrok po 80 lat wiezienia kazdy.

Nic dziwnego, ze padl blady starch na wlascicieli firm.

Ale to przygrywka dopiero, bo faktycznie ostre kroki w walce z nielegalnymi podjela Alabama.
Do tej pory kojarzyla mi sie tylko z domem Forresta Gumpa, w Greenbow, Alabama!
Okazuje sie, ze tamtejsi wlodarze robia wszystko, by zapobiec przedostawaniu sie nielegalnych do tego stanu. A tym, ktorzy juz w nim sa – by uniemozliwic osiedlanie sie.

Obydwie izby stanowego parlamentu Alabamy uchwalily wlasnie ustawe, ktora przewiduje zwiekszenie uprawnien lokalnej policji.  Panowie policjanci maja prawo sprawdzac status imigracyjny zatrzymanych osob, jesli zachodzi podejrzenie, ze przebywaja w USA nielegalnie. Juz za sam wyglad chyba, bo poki co nie ma jeszcze oznaczen legalnie-nielegalnie na czole na przyklad.
Przepis o podobnym charakterze probowala wczesnie wprowadzic Arizona, ale zaskarzenie go przez federalnego prokuratora generalnego spowodowalo przyblokownie przepisu przez sad.
Alabama poszla troszeczke dalej niz Arizona. Nie tylko w kwestii policji. Z wlascicieli domow czy mieszkan uczynila przestepcow, jesli swiadomie wynajma lokum nielegalnym. Podobnie z pracodawcami, ktorzy nie sprawdza statusu imigracyjengo zatrudnianego pracownika.
Zabronila ponadto stanowym uniwersytetom przyjmowania na studia nielegalnych imigrantow, a wszystkie szkoly w stanie zobowiazala do sprawdznenie statusu imigracyjnego uczniow.
Tym samym bedzie latwo podac kwoty za ksztalcenie dzieciakow, tych przebywajacych legalnie, jak i tych nielegalnych.
Co prawda, juz podniesli larum konstytucjonalisci, ktorzy groza zaskarzeniem ustawy do sadu. Dopatruja sie w niej niezgodnosci tego ustawowego wymogu w Alabamie z Konstytucja Stanow Zjednoczonych Ameryki. Gwarantuje ona bowiem dostep do nauki kazdemu dzieciakowi od 5 do 18 roku zycia. Bezplatnie. No tak, nic nie mowi o podatnikach, ktorzy de facto koszty owej edukacji ponosza.

Podobna legislacje u siebie wprowadzila Georgia. Tam, podobnie jak w Arizonie, trwa sadowa batalia.
Natomiast Arizona wywalczyla sobie prawo karania pracodawcow zatrudnajacych nielagalnych.
I zrobilo sie ciekawie.

wtorek, 7 czerwca 2011

Salatkowo...

I stalo nam sie lato...
Zal leje sie z nieba, chlodzimy zatem wszelkie mozliwe wnetrza.
I siebie, od srodka.

Nic sie nie chce. Kompletnie. Uff, jak goraco.

A domownikom cosik trzeba zapodac, dla przyzwoitosci nawet. Stad salatki.
W odmianie i konfiguracji zaleznej od stanu posiadania.






Na czas letni przebojem jest salatka ziemniaczana, ktora mozna wykonac na wszelkie mozliwe sposoby. Wystarczy odrobina wyobrazni.

Podstawa to oczywiscie ziemniki. Gotuje je pokrojone w kostke. Odcedzam. Chlodze. i dodaje to, co mam pod reka (czyli w lodowce).
Raz jest to posiekany szczypior. Innym razem seler naciowy. Czasem swiezy ogorek. Koperek. Moze byc podsmazony boczek z cebulka (dla odwaznych, bo salatka serwowana jest na zimno). Oliwki. Papryka pokrojona w grubsza kostke. 
Ilez odmian salatki ziemniaczanej sie narobilo...

Mieszam ziemniaki i dowolnie wybrany skladnik albo dwa z lyzka majonezu albo jogurtu. Sol, pieprz do smaku i gotowe.

Super do grilowanego miesa. Super bez miesa. Super jako dodatek. Super jako danie glowne.
O ile ktosik lubuje sie w ziemniakach.

I szybko tez mozna przygotowac kurze biusty na slodko. Niewiele roboty, a mozna mile zaskoczyc tak domownikow jak i innych biesiadnikow.

Polecam i zycze smacznego!!

poniedziałek, 6 czerwca 2011

Skojarzenia...


Tak sympatycznie sie kojarza liscie....z jesienia, bo sa cale bordowe.
To klon japonski, ktory na czas jesieni przeobraza sie na zielono, bo potem pogubic liscie.



A poki co wiosna w pelni!


niedziela, 5 czerwca 2011

Amerykanskie refleksje po wizycie Prezydenta Obamy w Polsce.




Przegladalam doniesienia na polskich stronach na temat wizytu Prezydenta USA w Polsce. 
Gloryfikacja, zachwyt nad jego osoba.
Jest sympatyczny, medialny. I dobrze.
Niewiele moze. To fakt. Ma zwiazane rece od stycznia tego roku, kiedy szala w Kongresie przechylila sie na korzysc Republikanow.
Obiecuje poparcie. Slowa dotrzyma, o ile inne wazniejsze problemy nie przyslonia mu  tego.

Niestety, nie bylo zadnych relacji z wizyty Prezydenta USA w Polsce w amerykanskiej telewizji. Jakies dwie czy trzy migawki z Warszawy, na ktorych tle redaktor telewizji amerykanskiej mowil o spotkaniu we Francji.
Troszke szerzej o wizycie w Polsce traktowaly programy publicystyczne. Kladly one jednak nacisk na spotkanie w Warszawie przywodcow panstw Europy Srodkowo-Wschodniej i wynikajace po tym spotkaniu efekty.
Co tu kryc, nie jestesmy az takim partnerem dla USA, za jakiego sami sie uwazamy. Szukamy w Ameryce obroncy przed naszymi sasiadami, ze wschodu czy zachodu, a ona, z kolei, jest zainteresowana poprawnymi stosunkami  z Rosja czy Niemcami.

Swoja wizyta w Polsce Prezydent B. Obama wykonal uklon w strone Polonii. Ponowne wybory tuz, tuz. Potrzeba mu poparcia z kazdej mozliwej strony.

Nie neguje, ze nie bedzie popieral staran Kongresmenow o zmiane sposobu kwalifikowania Polski do ruchu bezwizowego, a potem samego wprowadzenia tegoz bezwizowego wjazdu. Nie sa to niestety priorytety jego polityki zagranicznej.
I trudno mu miec za zle, ze obietnice skladane w Warszawie w Waszyngtonie nabieraja troszeczke innego znaczenia. Moze nie tyle znaczenia, ile ich tempo jest wlasnie waszyngtonskie.

Ale z Pana Obamy i jego Malzonki bardzo sympatyczna para, prawda?






sobota, 4 czerwca 2011

Duct tape czyli niezbednik amerykanski, cz. II


Kazdy z nas slyszal,  widzial i zapewne uzytkowal rowniez srebrno-szara tasme o niezwyklej wytrzymalosci. To wlasne duct tape. 
Slynne amerykanska tasma. Niezbedna do zycia. 
Smiem twierdzic, ze dzierzy prymat pierszenstwa wsrod wszystkich innych amerykanskich bardzo potrzebnych rzeczy.
Uzywana jest wszedzie. W samochodzie, do naprawy usterek w domu, w garazu, na lodzi, przy kejach, przy grilu, na tarasie, przy basenie, przy narzedziach ogrodniczych, nawet do sklejenia naderwanego pampucha, zabawki, latawca, pilki, buta… A jesli o czyms zapomnialam, to tam tez daje sie te tasme zastosowac.



Stosowana jest tymczasowo czyli wiekuiscie.
Jej wytrzymalosc powoduje, ze w zasadzie nie ma potrzeby faktycznej likwidacji usterki, gdyz popsuty przedmiot predzej sie zniszczy niz tasna naderwie.
Jest lacznikiem, spoiwem, uzupelniaczem, zastepnikiem…
Jest amerykanskim artykulem pierwszej potrzeby.

piątek, 3 czerwca 2011

"Eunuch i krytyk w jednej są parafii,
obaj wiedzą jak,
żaden nie potrafi."

Za T. Boyem - Zelenskim.
Waldemar:) - dzieki za niewyczerpane zrodlo madrosci ludowej:)