Choinki mrugajace kolorowymi swiatelkami, snieg skrzacy sie pod stopami, ludzie otuleni w czapy i kozuchy, zimno....
Takie Boze Narodzenie znalam, Tak je przez lata spedzalam, Bez wyjatku czy w Polsce czy w Nowym Jorku.
Az razu pewnego swieta zastaly mnie na Florydzie.
Naples- bramy raju. Poludniowo-zachodnia czesc Florydy przy Zatoce Meksykanskiej. Grudzien i 20stopni C. W plusie.
Ulice, sklepy, domy ciesza oczy dekoracjami swiatecznymi juz w listopadzie, choc apogeum przypada po Thanksgiving (Swiecie Dziekczynienia przypadajace na ostatnie czwartek listopada). W sklepach rozbrzmiewaja swiateczne piosenki. To jeszcze jest do przyjecia, bo zimno. Klimatyzacja.
Ale rozbawilo mnie juz wyjscie na zewnatrz. Slonce wysoko na niebosklonie, bezchmurne niebo, palmy...jak tu swietowac, kiedy to klimaty iscie wakacyjne.
I pierwsza mysl - na Pasterke w klapkach?
Aura letnia, spacery po plazy, wieczorne plywanie w basenie. I grudzien. Kloci sie to troszeczke z moim pojmowaniem swiat. Gdzie ta zima? De facto w kalendarzu.
Parafia Sw Piotra i Pawla, do ktorej wybralam sobie przynaleznosc (w USA deklaruje sie przynaleznosc do parafii) przygotowuje wiernych do swiat poprzez rekolekcje przedswiateczne.
Swieta bowiem, to czas refleksji nad soba, odrodzenia sie na nowo, wybaczenia i niejako z dzieciecym czystym sercem wejscia w nowy rok, nowy czas, bez zbednego bagazu. Temu sluzy sensowe przezywanie swiat.
Jest jeszcze druga, niemniej wazna sprawa - rodzinne przezywanie.
A ze moja rodzina na Florydzie poszerzyla sie o Jima, Angelo, Jenny, Toniego - moich amerykanskich znajomych, Helmuta i Karen - sasiadow prosto z Dusseldorfu, ktorzy zime spedzaja w Naples, Muhameda - chindusa, pielegniarza, z ktorym w tym czasie wspolpracowalam oraz Kim i Yoriko - koreanczykow, sasiadow.
Amerykanie nie swietuja Wigilii w naszym rozumieniu, Dla nich swieta sa rownoznaczne z Chrimast Day- dniem samego Bozego Narodzenia i wspolna rodzinna kolacja.
Ze wzgl na mnie postanowilismy celebrowac dwa dni. Wigilie i Boze Narodzenie.
Oczywiscie kolacja wigilijna niczym nie przypominala polskiej, z wyjatkiem pierogow i oplatka, ktore pojawily sie na stole. Byl za to ryz z warzywami i seafoodem, wariacje nt kurczaka, schabu, mnostwo warzyw i owocow.
a wszystko w scenerii kwitnacych hibiskusow, poinsetii osiagajacej rozmiary krzewu (samam wyhodowalam te na zdjeciu-podrzuce jeszcze zdjecie poinsetii) i araukarii robiacej za choinke. W sumie zweryfikowalam pojecie "christmas tree" to juz nie musi byc iglak. Palma? Czemu nie.
Kolacje wigilijna rozpoczelismy o zmroku, czylo ok 8pm. Ogien nie plonal w kominku. Zbyt goraco. Klimatyzacja chlodzila rozpalone serducha.
Modlitwa przed posilkiem brzmiala w wielu jezykach, angielskim, polskim, niemieckim, koreanskim, malayalam - to jeden z setki indyjskich dialektow, nim posluguje sie Muhamed.
Lodowe ciasto zamiast makowca na deser na lanai (przeszklony taras) bylo dopelnieniem wspolnego biesiadowania.
Moja parafia przygotowala nam, polskiej mniejszosci niespodzianke, bowiem ksiadz z parafii w Bonita Springs odprawil dla nas o godz. 11.00pm Pasterke w jezyku polskim. Rozbrzmialy koledy. Powialo znajomymi klimatami swiatecznymi.
Msza o polnocy byla w jezyku hiszpanskim. Z dwoch powodow. To zas usmiech proboszcza w kierunku jego hiszpanskojezycznych owieczek. A poza tym Latynosi celebruja Narodzenie Panski jako fieste: z fajerwerkami, procesja, orkiestra.
Boze Narodzenie zastalo nas z gora prenentow pod mini choinka, niespiesznym sniadaniem i wyprawa na plaze.
Dopelnilismy w ten sposob istoty bialych swiat. Nasze byly rowniez biale- piaskiem na plazy.
Amerykanie nie swietuja 26grudnia. To zwykly dzien.
Pewnie trudno sobie wyobrazic sloneczny czas Bozego Narodzenia. Czas lekko odzianych ludkow, palm i klimatow iscie wakacyjnych. To po prostu trzeba przezyc, a potem do sniegu i mrozu wcale nie chce sie wracac.
Zycze wszystkim otwartego spojrzenia w ten Swiateczny Czas, Radosci z Narodzin Bozej Dzieciny i rodzinno-kulinarnych satysfakcji.
Very Merry Christmas!