1

1

piątek, 22 lutego 2013

Emigrowanie

Jasne, ze najlepsze jest z ramion, nad ranem, jak Pan Andrzejczak i Jolka.
Ale nie kazdy jest takim szczesciarzem.

Zlosc, oburzenie wrecz chorobe Cioci Basi* budza u mnie opinie ludkow, ktorzy nie byli na emigracji a o emigracji sie wypowiadaja i to w kategoriach dogmatow.
W ich opiniach wszyscy emigranci to gnojki i wygodniccy, ktorzy wyjechali, by sobie robic dobrze, a nie mecza sie w ojczyznie.
Ponadto, Ci emigranci, sa skonczonymi draniami, ktorzy swoje dzieci i wspolmalzonkow pozostawili samym sobie.
Tak - generalizuje. Tak - blogi czy gazety nie sa opiniotworcze, bo tam zadna proba, zadne dane itd
To dlaczego taki jad saczy sie wlasnie w komentarzach.
Zreszta komentarze do artykulow prasowych polskich czy polonijnych nie roznia sie zbytnio.
Czy przyczyna lezy w nas samych? Polakach? Jesli sie komus udalo, to znaczy, ze kombinuje? Kradnie?
A gdzie ciezka praca i wyrzeczenia, ktore tak czesto sa chlebem powszednim emigranta?
Czy to zbrodnia zyc tam, gdzie nam latwiej? Lepiej? gdzie rzucil nas los czy konsekwencje naszych decyzji?

Czy kazdy ma lepszy pomysl na cudze zycie i pieniadze, nie bardzo wiedzac jak przezyc wlasne?
Ile emigracji tyle historii.

Historia A.
Miasteczko, jakich tysiace w Polsce. Taka gmina... Kilka szkol podstawowych, gimnazjum, dwie rozne szkoly srednie, troszke prywatnego biznesu handlowego, jakas Biedronka czy inny Groszek. Osrodek sportu, osrodek kultury i osrodek zdrowia. Ona sama - wzieta nauczycielka, ktory uwielbiala swoja szkole. Swietna jako dyrektor. Pomyslowa, kreatywna. Dbala o dzieci, rodzicow, nauczycieli. Spowodowala, ze jej szkola stala sie wiodoca w srodowisku, nadawala ton, nie tylko jakoscia nauczania, a tez dzialalnoscia na rzecz spolecznosci lokalnej.
W zyciu prywatnym sama z dwojka dzieci, ktora dawala rade utrzymac dom, ksztalcic siebie i dzieci. Po mezu i ojcu zostala glodowa renta rodzinna.

A. potrafila ukierunkowac nauczycieli, by przy zmianach, transformacjach nie tracili pracy.
W ciagu swojego prawie dwunastoletniego dyrektorowania zwolnila jednego nauczyciela. 
I to na jego wyrazna prosbe. Innym znajdowala miejsca w innych szkolach.
Az kiedys padlo zupelnie niewinnie:
Takiego chcemy burmistrza!

I to byl poczatek konca. Kiedys sam burmistrz zapytal ja wprost, czy bedzie jego kontrkandydatem.
Oczywiscie, ze nie - padla odpowiedz, ale to nie ukrocilo spekulacji.
Wrecz przeciwnie. Nasililo kontrole. I inwigilowanie. Jeden z nauczycieli, radny, byl bardzo rozczarowany postawa swojej dyrektorki. Nigdy w szkole, zawsze podczas prac komisji.
Dyrektorka nie dawala wiary plotkom, kolezenskim ostrzezeniom:
- Jestes na widelcu, szukaja na Ciebie haka.

Majac oparcie w rodzicach czy nauczycielach byla pewna, ze to tylko zazdrosne gadanie. Odwaza sie? Na jakiej podstawie?
Ocena  pracy nauczyciel - najwyzsza z mozliwych, Nagroda Kuratora, Nagrody Burmistrza.
Ocena pracy szkoly - najwyzsza.

Zblizal sie kolejny konkurs, oczywiscie stanela. Przegrala.
Nie liczyl sie program, ktory na glowe bil konkurencje.
Nawet reprezentant szkolnych zwiazkow zawodowych, ktory zobligowany byl przez owe zwiazki do postawy na tak, glosowal na nie (jak sie pozniej okazala w zamian za pare godzin, kiedy juz bedzie emerytem).
Nauczyciele i rodzice poniesli sromotna kleske. Ich szesc glosow bylo niczym w porownaniu z silami kuratorium i radnych.
Z kuratorium byly trzy osoby, choc z reguly starczy jedna. Po konkursie stalo sie jasne dlaczego tak bardzo zabiegano o pelna reprezentacje kuratorium. 7 do 6 . Ten wynik ja pogrzebal.
 Wizyty delegacji rodzicow i nauczycieli z protestem natychmiast po konkursie u samego burmistrza. WOW! Jakie zaskoczenie.
Wizyta w kuratorium. Znamienne pytanie samego kuratora:
- A czym sie dyrekcja narazila gminie?
Specjalna sesja rady miasta.
Nic sie z tym juz nie da zrobic, klamka zapadla. Nie ma trybu odwolawczego od konkursu. Procedury zostaly zachowane!

W laskawosci gminy dostala godziny do uzupelnienia w okolicznych szkolach. Czterach. Powinna sie cieszyc, ze nikt jej nie zwolnil.
I zaczela sie gehenna. Stala sie persona non grata. Niepolitycznym bylo byc widzianym w jej towarzystwie. Nie tylko w szkole, takze w sklepie, na ulicy, na cmentarzu.

Po roku wyjechala. Na z gory upatrzone pozycje. Miala zaplecze amerykanskie. Tata, rodzenstwo, amerykanscy znajomi, ktorzy zaproponowali jej prace.
Dwoje nastoletnich dzieci zostawila ze swoja mama. Zamknela dom. Auto zaparkowala w garazu.
Przyleciala za Wielka Wode. Nauczyla sie jezyka. Zdobywa nowe doswiadczenia i kwalifikacje w kompletnie innym zawodzie. Podrozuje w miare mozliwosci.
Po roku pobytu syn przyjechal na wakacje. Zostal. Z wyroznieniem ukonczyl high school, teraz z powodzeniem uczy sie w college.
Corka zostala w Polsce. Zrobila prawo jazdy. Wyciagnela auto z garazu. Z sukcesami zdala mature. Studiuje.
Matka nie swietowala jej osiemnastych urodzin, nie widziala kreacji studniowkowej inaczej niz na zdjeciach.
Zna jednak swoje dziecko. Jest z niego dumna. Jest dumna z obojga!

Ocena sytuacji z jej perspektywy:
Mam spokoj, nie borykam sie z finansami, daje dzieciom skrzydla. Mam swoj kawalek swiata i tu zostane.
Trafilam na zacnych ludzi, ktorzy za moje serce odplacili mi tym samym.

Ocena sytuacji z perspektywy dzieci:
Jestesmy wdzieczne mamie za to, co dla nas robi. Ile musi zniesc, bysmy studiowali to co chcemy, ze stac nas na lekarza i paliwo. Ze mimo dzielacej nas odleglosci daje nam poczucie, ze jestesmy dla niej wazne, ze jest z nas dumna.

Ocena sytuacji z perspektywy babci:
Nareszcie mam sie kims zajac, po co wstac z rana, dla kogo gotowac, do kogo sie odezwac. Dom wypelnili ludzie i zapachy, inne niz srodkow czystosci.

Ocena sytuacji z perspektywy jej znajomkow:
Do roku od jej wyjazdu: Nie powinnas wyjezdzac! Szkola to Twoje miejsce, juz nie ma takiej kreatywnosci. Jest pospolitosc i posluszenstwo. Brakuje powerka.

Po pieciu latach: Dobrze, ze wyjechalas. Masz spokoj. Szkola zidiociala. Jakis koszmar. Ty przynajmniej pracujesz za godne pieniadza, a my juz przestalismy wiazac koniec z koncem.

Na podsumowanie;
Zycie jest nieprzewidywalne i to najbardziej w nim lubie:)
Za Panem L. Kolakowskim.


No to sie mi elaborat walnal:)

* (czyt. wkurwienie)

3 komentarze:

  1. ocena sytuacji z perspektywy rodziny - fajnie, ze jestes.. blizej :P

    OdpowiedzUsuń
  2. Cóż życie każdego człowieka układa się różnie...
    Nie oceniam emigrantów,
    bo nie wiem co tak naprawdę nimi kierowało,że wyjechali.
    Świat staje się coraz bardziej globalny
    a język angielski pewnie za parę pokoleń będzie drugim
    a może i pierwszym językiem.
    Świat się zmienia ...

    OdpowiedzUsuń
  3. No prosze, widze ze tez mialas potrzebe troche prawdziwego zycia emigrantow tu wrzucic.
    O tym przeciez mozna napisac ksiazke :) :)
    Fajnie mi bylo jak to czytalam.
    Pozdrawiam z meksykanskiego ciepelka.
    A widzialas o mnie artykul jaki ukazal sie w Nowym Jorku na stronie Nowego Dziennika ?
    Daj znac, jak nie to ci go posle.
    Dzialasz na fb?
    kisses
    Liliana
    http://owocdecyzji.com/

    OdpowiedzUsuń