1

1

niedziela, 2 czerwca 2013

Kara. Steve. Czyli o tym, dlaczego warto byc eleganckim.

Lubie ladnie wygladac. Nawet jesli to komfortowa wersja mojego stroju, to ze smakiem. Nie znosze wyciagnietych podkoszukow, spranych dresowych spodni. Zreszta wole spodnie od jogi:)
Pilnuje sie, zeby nie wygladac jak podstarzala nastolatka, bo to byloby straszne.
Niemniej jednak - wersja ze smakiem.
Wyroznia mnie to na tle, ze tak powiem tubylcow. Bo I rozmiar mam ludzki, a nie jakies kilkaXL.
To tyle tytulem wstepu, aaaa I buty sportowe nosze jedynie wtedy, kiedy spaceruje, jezdze na rowerze albo oddaje sie innym sportom zespolowym. Bo w sportach solo, ktore uprawiam wystepuje na boso.

Wspolnie z moja kolezanka Krysia, inna Polka, wybralysmy sie jej autkiem na zakupy. Pokazywalam jej skroty I uczylam odwagi do jazdy drogami szybkiego ruchu. To zadna filozofia, tyle tylko  ze trzeba pamietac, gdzie sa zjazdy I ustawic sie na wlasciwym pasie.
A ze czas mialam ograniczony, tempo wiec bylo nieodzowne.
Wszystko szlo gladko, czyli zgodnie z lista.

Starczylo jeszcze czasu na lemon cake I mocha caffee w Starbucks' ie.  Moje ulubione, ale tak slodkie, ze mozna raz na jakis czas, zeby sobie smakow nie obrzydzac.

Wracamy. Czuje drzenie w kierownicy, moze jade zbyt szybko?
Wiem, ze pare dni temu Krysia miala przygode z autkiem, zablokowalo jej kolo I ani rusz.
Nie przyjmuje tego do wiadomosci, bo czas moj sie kurczy, domownicy czekaja.

Auto traci moc, toczymy sie wolno, w koncu Krysia decyduje, ze sama poprowadzi, bo pomna na wczesniejsza przygode z zablokowwnymi kolami nie chce wiecej narazac sie na przygody z holowaniem.
Usiadla za kierownica, rusza, slucha, o czym autko do niej gada...

- No tak, ten sam problem, auto traci moc, zablokuje mi kola zaraz I nie dojedziemy...

No tak, jeszcze tylko przygody mi trzeba z holowaniem...a juz I tak nie zyje, czas biegnie nieublaganie...

Parkujemy kolo strazy pozarnej, dzwonie do jej meza...
A gdzie tam, za nic w swiecie nie dodzwoni sie. Wcielo goscia, nie odbiera.

Zar leje sie z nieba, mnie czas tez sie kurczy...

Ide szukac pomocy.

Na przeciwko parkingu, na progu sympatycznego domku trzej panowie dopieszczaja jakies czarne auto. Pewnie sportowe, bo niskie. Nie wiem, nie znam sie az tak na tym.
Pozdrawiaja mnie sympatycznym Hi.
Jeszcze nie widza, co za niespodziwnke im szykuje.

- Hi - odpowiadam, przywdziewajac czarujacy usmiech.
- Moze chcecie mi pomoc?- ciagne na jedym wydechu I opowiadam historie z kolem I telefonem do meza kolezanki.
- Trzeba mnie podrzucic do Pine Bush, oczywiscie zaplace - kontynuuje.

-  A ile was tam jest? - pyta jeden z z nich.
- Jade tylko ja - odpowiadam zgodnie z prawda - kolezanka woli zaczekac na malzonka.
- A ok -rzuca jeden z nich - wezme truck' a  I mozemy jechac.
- Super, wezme tylko zakupy I jestem przy samochodzie.

Wracam do Krysi, melduje, co zalatwilam, a ona decyduje, ze wraca ze mna, nie che sie smazyc w tym upale.

Obie pakujemy sie do pick-up'a. Musimy wygladac na ogromnie spragnione, bo nasz wybawca obdziela nas super schlodzona butelko wody. Pyyszsznnaaaaaaa.
I natychmiast pada pytanie:
- Skad jestes?

Oczywiscie moj akcent.
I plyna nasze historie. Steve, bo tak ma na imie wybawca (a niech sie cieszy, ze taki bohater) opowiada o sobie, swojej pracy, pokazuje mi swoja szkole, akurat mijamy.

- Wiesz, wiele osob kolo mojego domu spaceruje sobie, ale kiedy zobaczylem Ciebie taka inna....elegancka - w koncu znajduje slowo, na ktorym sie zawiesil - wiedzialem, ze Ty nie nalezysz do grona spacerujacych. Nie te buty.

Dotarlismy do Krysi domu, a w Steve'ie obudzil sie gentelmen.
Wyskakuje z auta, otwiera mi drzwi, dziekuje za wspolna przejazdzke, oczywiscie sciska mnie na pozegnanie.

I ja rozplywam sie w podziekowaniach, wciskam mu kase, zabieram zakupy I pedze po auto.

- A Ty tu nie mieszkasz?
- Nie, do mnie jest jeszcze kawalek.
- Uuuuppppssssss, a juz myslalem, ze wpadne kiedys z piwem...
- Sorry Steve, wpadnij z piwem, Krysia sie ucieszy, ja piwa nie pijam - nie wnikam w szczegoly, gdzie mieszkam I juz mnie nie ma.

A dlaczego kara w tytule?
Bo zamiast isc na jedyna msze pojechalam sie zakupowac. Pokaralo? Pokaralo...

4 komentarze:

  1. Ja też zawsze elegancko, nie cierpię takiego byle co byle jak...
    Kolory muszą pasować, buty też :-)))

    OdpowiedzUsuń
  2. generalnie to Amerykanie są chyba niechlujni, nieprawdaż? mam taki obraz Amerykanów, w krótkich spodenkach, japonkach i powyciąganych t-shirtach. Grubych przeważnie!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Maja tabuny stylistow, tony gazet modzie tylko jakos luster brak, bo generalnie modowe sugestie sa dla zasuchinow, a ktos poteznych rozmiarow wyglada groteskowo.
      Moze to elegancja inaczej. Nigdy nie sa zapuszczeni, wymyci, wypachnieni I oczywiscie wygodnie ubrani, czasem omatkobosko.
      No coz, wolnosc I w tym wzgledzie:)
      W sumie nie to ladne, co ladne tylko to, co sie komu podoba.

      Usuń
  3. pokaralo. hahahaha
    J.

    OdpowiedzUsuń