Zapukala do mnie Dagmara.
Zawsze chetnie I milo witam swoich czytelnikow, zagladam na ich blogi, jesli je maja I jesli sa one podlinkowane.
I tak oto trafilam na relacje nastolatki ze spotkan z dzieciakami z pogotowia opiekunczego.
Dagmara, bo to ona wlasnie wlozyla I wklada serce I czas w pomoc rodzinie, ktora prowadzi rzeczone pogotowie opiekuncze.
Po lekturze jej bloga stworzyla sie miedzy nami goraca mailowa linia.
Sytuacja zdominowala, przerosla pewnie Dagmare.
Ale od poczatku.
Pogotowia opiekuncze sa to placowki, ktore rzadza sie swoimi prawami. Statut, wizje, misje I caly ten kolorowy zawrot papierologiczny, jak w kazdej instytucji.
To zrozumiale, bo prawo tego wymaga.
Wszystkio pieknie wypisane o trosce nad dzieckiem, wspieraniu go w trudnym czasie, walce z trauma.
Tylko czasem prawo sobie, a zycie sobie.
Chodzi generalnie o to, ze w pogotowiu, gdzie Dagmara jest wolontariuszka, dzieciaki sa traktowane niczym w przechowalni bagazu.
Wstawic, postowic, odstawic, zastawic. I CISZA MA BYC!
Poczytajcie zreszta opowiesci Dagmary, nie ma sensu ich tu cytowac. Sama pisze o tym, jak potrafi, jak czuje I co ja boli. Wlasna niemoc najbardziej.
Sytuacja o tyle jest patowa, ze prowadzaca owe pogotowie opiekuncze Pani N. jest tez pracownikiem Powiatowego Centrum Pomocy Rodzinie. Ewentualna skarga na prowadzacych nie odniesie pozadanego skutku.
PCPR prowadzi owe placowki za posrednictwem wybranych I wyedukowanych rodzin.
Nie dotarlam jeszcze, kto inny nadzoruje te jednostki. Kuratorium?
Polecalam Dagmarze kontakt z Policja, Kuratorium, moze to sa sciezki, by gdzies uzyskac pomoc, zasygnalizowac, ze sie zle dzieje.
To ja przerasta. Jest zaledwie siedemnastoletnia dziewczyna, ktora nie umie jeszcze mierzyc sie z brutalnoscia w imie dobra.
Mam watpliwosci czyjego, bo pewnie nie dzieciaczkow objetych rzekoma opieka w pogotowiu.
Dla Dagmary sytuacja jest patowa, bo jak byc delikatnym wobec prowadzacych pogotowie opiekuncze I jak zaprzestac stosowanych przez nich metod wychowawczych?
Na domiar zlego Pani N. -szefowa pogotowia opiekunczego ma bialaczke.
Rodzice Dagmary znaja sytuacje, podobnie jak ja, z opowiesci, znaja tez wlasne dziecko I pomni na jej emocjonalne podejscie boja sie skazywac ja na ewentualne przesluchania, ciagania ect.
Jak temu zaradzic? Jak wspomoc Dagmare, by nie skonczyla jako nastoletni klebek nerwow zaszczuta przez srodowisko?
Dzieciaki wziete z rodzinnych domow, od rodzicow alkoholikow, uratowane przed przemoca przechodza zimny wychow.
Kloci sie to z elementarnymi zasadami terapii, psychologii, pedagogiki.
Nie pisze posta, by siedzielic newsem, ze gdzies tam bija naszych. Szukam osob, ktore pomoga albo pokaza drogi pomocowe.
Jak rozegrac taka sytuacje?
Jesli ktos moze na swoim blogu nawiazac do tematu, bede rowniez zobowiazana.
Im wiecej z nas bedzie wolac, moze wspolnymi silami cos zadzialamy.
dajcie mi adres tej placówki i tej dziewczyny
OdpowiedzUsuńWiedzialam:)
UsuńNie ukrywam, ze liczylam na Ciebie:)
Niech dziewczyna przestanie chodzic do tej placówki i sie nakrecac, bo to smieszne, jak nic z tym nie robi, bo sie boi. Co to znaczy byc wolontariuszka? wynosic z danego miejsca tajemnice powierzone danej osobie?
UsuńNie wiem, co znaczy byc wolontariuszka w pogotowiu opiekunczym, bo nigdy nie bylam. Nie mam takiego doswiadczenia.
UsuńA skoro Dagmara prosi o pomoc, to z cala pewnoscia nie wie co z tym fantem zrobic.
Witam! Do niedawna ja również pracowałam jako wolontariuszka w placówce opiekuńczej. Wcale nie jest to łatwe jakby się kazało. Każde dziecko ma swój charakter i potrzebuje indywidualnego podejścia. Uprzedzono mnie odrazu, że dzieci nie wolno do siebie przyzwyczajać, żeby później dzieci nie cierpiały. I to było prawdą, miałam taką dziewczynkę, która mi sie spodobała i która mnie również polubiła, ale takie dzieci szybko przywiązują się i nie rozumieją, że ja jestem tylko na chwilę. Do takiej pracy wolontariata trzeba mieć mocne nerwy i dobry stan psychiczny. Też dużo rzeczy nie rozumiałam, dopuki nie urodziłam własne dziecko. Teraz wie, że bardzo trudno jest jednej osobie gotować, zrobić pranie, posprzątać, zrobić zakupy i pilnować przy tym dziecko i wten czas moje dziecko musi leżeć w łóżeczku, inaczej się nie da. Wychodzi, że ja również trzymam dziecko w przechowalni? Dagmara nie podaje wieku dzieci, gdzie ona pracuje jako wolontariuszka. Jeżeli to są dzieci w wieku niemowlęcym, to trudno, żeby te dzieci mieć cały czas na rączkach, a kto będzie robił resztę pracy? Natolatce tego nie zrozumieć. Może gdy Dagmara zostanie matką, to zrozumie ten problem. Pracując w wolontariacie podpisałam również umowę, wktórej był zawarty punkt o nie rozgłaszaniu informacji o danych dzieci oraz o pracownikach placówki. Dziwi, mnie bardzo, że Dagmara odważyła się Pani o wszystkim napisać, czyli musiała opisać również dzieci przebywające w tym pogotowiu. Przecież to jest karalne, z tego co mi wiadomo. Może to nie jej powołanie być wolontariatką. Nie wiem...
UsuńMilo Cie goscic Aninimowy, kimkolwiek jestes:)
UsuńWiadomosci o dzieciakach I ich losie zaczerpnelwm z bloga Dagmary. Wiem, ze operuje ona zmienionymi imionami dzieci I prowadzacych placowke.
Moim zadaniem nie jest szukanie taniej sensacji, bo nie o to chodzi, ale pomocy, zarowna dla Dagmary jak I Dzieciakow z pogotowia.
Jasne, ze Dagmara patrzy oczyma nastoletniej, wrazliwej idealistki, a takie postawy bardzo szybko I bardzo mocno weryfikuje zycie.
Tylko dlaczego dzieciaki po przejsciach traktowac jako dzieci...gorszego Boga?
Piszę tylko swoje doświadczenia. z Pani opisu sytuacji nic strasznego nie widać w tym pogotowiu. Prawdopodobnie na blogu wolontariuszki Dagmary są ważne informacje, ale na ten blog nie da się wejść. Bo ja też mogę również napisać dużo o pogotowiu i nie tylko, ale nie wie Pani czy to prawda, może to było zwykłe wypracowanie do konkursu, a dziewczyna nie myślała, że to wyjdzie poza jej blog. Czy są tej strasznej sytuacji, o której tylko Pani jak narazie wie, jakieś fakty, dowody? Po tym można skrzywdzić niewinnych dzieci i ludzi prowadzących pogotowie...
UsuńSytuacja jest niezwykle trudna I delikatna.
UsuńZ jednej strony Dagmara, ktora boli zaistniala sytuacja, z drugiej prowadzacy pogotowie opiekuncze, ktorzy moga mowic o pomowieniach.
Znam prowadzaca pogotowia rodzinnego Pani N. i jej rodzine. Widzialam i slyszalam osobiscie jak od kilku lat zazdrosnicy probuja ja oczernic. Brawo,Dagmaro, Tobie to sie prawie udalo! Nie miesci mi sie w glowie skad ta mloda osoba ma w sobie tyle czarnych pomyslow?! Przypuszczam ze dziala ona pod kierownictwem osoby doroslej. A czegos mozna pozazdroscic Pani N.? Tylko jej wielkiemu sercu, ktore ma tyle milosci do tych porzuconych dzieciaczkow! Tylko temu ze jej dom jest zawsze pelna czasza dobra i radosci wdziecznych dzieci,ktorych ona wychowuje jak wlasne dzieci,obdarowujac je swoim cieplem jak nigdy nie obdarowywala ich wlasna matka. Wiem to bo widzialam na wlasne oczy i moge sie poreczyc za swoje slowa! Dzieci zawsze sa czyste,ubrane,uczesane,nakarmione i maja w oczach blysk. Widzialam listy i kartki z podziekowaniami dla Pani N. od dzieci ktore sa juz adoptowane przez rodziny i mieszkaja teraz w roznych zakatkach swiata. Mowie to dlatego bo chce pokazac ze nie ma w tym pogotowiu "trudnej" sytuacji jak pisze Szanowna Prowadzaca tego bloga.
UsuńA Dagmare za pomowienia moze czekac sprawa w prokuraturze. Jest ona osoba pelnoletnia i musi zdawac sobie sprawe z tego co pisze,mowi i robi. Za to jest odpowidzialnosc karna. Szkoda tylko ze nie moge powiedziec jej tego osobiscie, gdyz ma ona zamknietego bloga a ja nie jestem w gronie osob zaproszonych.
Zycze autorom tych blogow wszystkich blag i na przyszlosc nie ufac pustym slowom ludzi, nie majacych na to ZADNYCH dowodow!!!
Pozdrawiam
Wlasnie dlztego sytuacja jest niezwykle trudna, a przy tym bardzo delikatna, bo to zadna sztuka, w imie taniej sensacji, oczerniac ludzi.
UsuńNie znam ani Dagmary ani Pani N. Jak pisalam powyzej, info zaczerpnelam z bloga Dagmary,ktora dostep don niestety zamknela.
Faktem tez jest, ze czasem slowo jest ciezsze od kamienia.
Tak właśnie się sprawy mają najłatwiej zabierać dzieciaki a później pozostaj zimny wychów.
OdpowiedzUsuńW klasie mojego syna jest dziewczynka, której mama dwa lata temu nagle zmarła, Pozostawiając jedenastolatkę, z siedmioletnim - wcześniej zaadoptowanym synem. Ojciec jeździ na tirach.
Dziewczyna zaczęła się samookaleczać. Już wtedy miałam wybrać się do szkoły. Coś mnie jednak powstrzymało - wczoraj syn zaczął opowiadać, jak to ma dobrze bo pali marychę, wciąga nosem tabakę- białą, i jest wolna!!!!
Włosy na głowie mi się podniosły!
Ten dzieciak krzyczy o pomoc. Rano udałam się do dyrektora. Powiedziałam, że nie przychodzę na skargę, tylko proszę o pomoc dla tego dziecka, bo za moment wakacje i nie wiadomo, jak skończy się ta czarna przygoda. Zasugerowałam, że mogliby ją wkręcić w jakieś zajęcia, aby poczuła się ważna i doceniona. Czułam się niesłuchana, dyrektor odnotował i suchym tonem powiedział, że tak rodzina rozbita, mieli sygnały, kuratorium się tym zajmuje, prawdopodobnie mją dzieci zabrać z domu!
Dla mnie to jakaś paranoja!
Pytam co to za pomoc???
Wystarczyłoby, aby dziewczynę wkręcić w zajęcia, porozmawiać, aby poczuła się ważna!
Jestem zdruzgotana ludźmi !!!!
http://kadrowane.bloog.pl
Widzisz, cale polskie zawodowe zycie zwiazana bylam ze szkola, a przez polowe tego zawodowego zycia dyrektorowalam.
UsuńZawsze dla mnie wladza byla sluzba, jakos tak nawiedzenie nakrecila mnie sw. E. Stein:)
I z uporem maniaka powtarzam, ze 98% nauczycieli to przypadki, a od czasu, kiedy do szkoly wkradla sie biurokracja wielu dyrektorow to po prostu biurwy zawieszone miedzy samorzadem lokalnym, rodzicami I kuratorium.
Nie ma mnie juz w tej rzeczywistosci na szczescie:)
Niemniej jednak zachowanie owego pana D. Budzi zniesmaczenie.
Kiedy dziewczyna sie pograzy, wszyscy beda sie przescigiwac w poszukiwaniu winnego.
Przykro mi, ze trafila Ci sie taka dyrektorska sztuka... Smutne to, tylko co nasze utyskiwania zmienia w zyciu dziewczecia?