Juz
tlumacze: sklep, policja i zagubiona kobiecinka, ktora niezdarnie
wymachuje rekami w kajdankach przed nosem mlodego chlopaka w mundurze.
Polski? Niemozliwe! Tutaj? Jak czubek przystaje i sie wsluchuje..no tak.
Odwagi i ide. Oddzywam sie po polsku do kobitki. Trafilam. Policjant
tez ma klopot z glowy, trafil sie tlumacz; ).Wycieczka na komisariat.
Niedaleko. Faktycznie radiowozy jak z telewizorni.Siedzenia z tylu
odgrodzone pleksa, czuc srodek dezynfekujacy. Nie wiem, czy zgodnie z
przepisami, mam miejsce z przodu. Zaluje, ze Panowie nie uzywaja
swiatel. Ale pod posterunkiem pokazal mi policjant, jak to dziala.
Kurcze,prawie jak prywatna choinka na czubku wlasnego autka. Jakos
kolory mi nie leza.
Posterunek
przytulny, cieplutko,niepokojaco tylko wyglada laweczka. Siada moja
kobiecinka i jest rozpieta z oburacz (czy jak to tam zwal) a skuta
jedna reka do laweczki. Panowie sie troszcza o samopoczucie, zajezdza
woda, jakas kanapka. Niestety, jestem rozczarowana, bo kobiecinka nie
probuje rzadowego wiktu. Jesli dobry, moze wartalaby rozpatrzyc taka
mozliwosc na zaoszczadzenie?
I
jedziemy: dane personalne, kontakt do jakies osoby i papierologia. W
sklepie, w ktorym kobiecinka “zasluzyla” sobie podala inne dane, na
szczescie zna nazwisko swoich przyjaciol amerykanskich (czyt:
pracodowcow),wiec telefon i za chwilke,moze nieco dluzsza chwilke,
zajezdza pasport i rodzina, ktora kolezanka “okazyjnie odwiedza”.
Ruch z danymi w systemie na okolicznosc przestepstwa w innym stanie: NIC.
Grzebanie w bazach FBI: CZYSTO.
Jeszcze jakies inne bazy terorystyczno - Bog- wie - jakie: NIC.
Widze, jak Amerykanie nabieraja kolorkow, a takie zimno na zewnatrz….
Paszpoty? Baza emigracyjna: LEGALNIE.
Ufff…. No to jestesmy w domu. Okazuje sie, ze nie do konca.Moi nowi znajomi nie moga odebrac swojego goscia, poniewaz o jego losie powienien zadecydowac sedzia?
Sprawa zaczela sie ok. 4pm. Jest 9.00 pm.
“Sedzia” - jak czubki powtarzamy chorem?
“Udowodnilismy klamstwo, a poza tym nie jest ona obywatelem amerykanskim” - tlumaczy sie officer.
I
jeszcze wiecej papierow. Teczka rosnie. Czekamy na sedziego, przyjedzie
za 10 min, co znaczy:jak bedzie za pol godz, to jestescie
szczesciarzami, bo moglby nas olac i kwitlibysmy do rana.
Mnie wkurza inna sprawa. To, ze, nie mogac wymowic trudnego poniekad nazwiska, policjanci mowia o kobiecinie “ Polish lady”.
10.00 pm
Idziemy
na sale rozpraw. Calkiem przytulna. Przy“stanowisku” sedziego kreci sie
jakis ogolony wielbiciel hot – dog’ow i innych gotowcow z lancuchem na
szyi (jakby ukradl smycz mojego psa). Rozczarowanie – to nie sedzia. Ten
wplywa na sale, zarzuca toga w stylu “ Oto jestem”,podziwiajcie. Drukuje
ze 2 papiery, bo ma oczywiscie laptopik przed nosem i leci standard.
Jeszcze jedno takie spotkanie z przedstawicielami prawa i zyciorys
kobiecinki opanuje na wyrywki, w nocy o polnocy.
Sedzia
podaje powod spotkania: kradziez o wartosci $20.Powoluje sie na swoje
paragrafy i orzeka 3 stowy kaucji. Platne u szeryfa county/powiatowego.
Wyznacza termin rozprawy, przydziela adwokata i zatrzymuje passport.
Wszyscy robimy GALY. “Toz to jak u dilera narkotykowego” - protestujemy.
“Podala falszywe dane, jest emigrantem” – pada odpowiedz.
Kobiecinka blednie, bo musza ja podrzucic do wiezienia. Tam mozna ja bedzie przejac. Jest 11.00 pm.
Pekata teczka w reku policjanta jest sygnalem dla nas, ze czas jechac. Tylko 10 min. Zadna odleglosc. Stajemy przy labby w wiezieniu i czekamy. Calkiem przyzwoitcie, wnetrza, duze, jasne, przestronne. Z ciekawosci probuje dowiedziec sie, co jest za zamknietymi drzwiami, niestety – tam trzeba miec specjalne zaproszenia. Droga kobiecinki tez jest w tym pomocna. Nie skorzystam.
Czekamy: 1.00 am, 1.30 am, 2.00 am – pada pytanie, czy ktos moze przespelowac nazwisko. Ciezkie i znow “polish lady” brr.
Musimy wyjsc, bo obchod. Mozemy za to czekac przy wyjsciu, w samochodzie, ktos nas powiadomi, kiedy trzeba bedzie wylozyc kase i kiedy kobiecinka wyjdzie. Podchodza do nas pracownicy z kazdego obchodu, przepytujac na okolicznosc oczekiwania – chca pomoc - dzwonia i slysze pytania o nazwisko.Wymawiam. A tak, “polish lady”
3.00 am.
Podchodzi
mlodziutka pracownica sluzby wieziennej. Trzeba pomocy przy kontakcie,
zaczynany papiery. Bez kobiecinki. Ta jest gdzies wewnatrz.
Nasze
dane personalne, bo ide z koniecznosci ja i “kolega”,ksero naszych ID,
papierologia, ale tylko po 2 arkusze. Juz mialam nadzieje, ze mnie
przepuszcza przez sito FBI. Nie wiem tylko, czy daja certyfikat (no, z
tego sita). O dziwo poszlo sprytnie.
3.30 am.
A
do godziny powinno byc o wszystkim. Lojalnie uprzedza nas prowadzaca
sprawe – moze pojedziecie gdzies na kawe, jakies jedzonko. Dobry pomysl!
Potrzebuja czasu. To taka psychologiczna gra na zwloke:)
4.00 am
Meldujemy
sie pod wiezieniem. Czekamy. Przychodzi do nas pracownik, przynosi
kolejny papier, z prosba o wypelnienie: kto placi kaucje.“Kolega” podaje
dane i szlag go trafia, ze nazwisko goscia, lokalnego biznesmena,
placze sie w policyjnych rejestrach.
Czekamy. Pora zaplacic kase – trzeba wejsc do srodka i wylozyc. Zalatwione. Czekamy.
5.00 am
Moja
kolej – kobiecinka stoi przed plikiem dokumentow:podpisy, ze rzeczy
wydane z magazynu uzywala wlasnie ona, ze jej wlasne rzeczy zostaly
zwrocone w nienaruszonym stanie, ze nie zginelo nic
wartosciowego.Podgladam grubosc teczki. Tomisko.
“Good Luck polish lady!” – rzuca officer na odchodnym.
Dla mnie po wszystkim.
Konkluzja Amerykanow, nowych znajomkow: “I zastanawiajace jest tylko, ile razy kradla przedtem?
Olal te $20, tylko dlaczego kobiecinka bawi sie za nasze, podatnikow,
pieniadze? Powinni ja pierwszym samolotem deportowac do jej kraju. “
Dobrze,ze tego slowotoku rozzalonego pracodawcy nie zrozumiala.
Konkluzja
kobiecinki: “Mam w d…. Ameryke, pierwszym samolotem wracam do domu.
Glupie Czarne nie zroumieja, jak sie do nich mowi po ludzku”.
Dlaczego
ciagne te historie? Bo kobicinka za 4 tyg. wyjedzie z USA (o ile Sad
nie zdecyduje inaczej) i nigdy prawdopodobnie nie wroci. Ci natomiast,
ktorzy pozostana tutaj, beda miec przypieta etykietke jej poczynan.
Nie rozumialam zasady polskiej przyslugi: “Jesli Polak Ci nie zaszkodzil, to juz Ci pomogl”. Teraz wiem. Przykre.
I dziwic sie, ze Rzad Amerykanski ma nas w pewnej czesci ciala…..
Teraz
dowiadczylam i rozumiem – co znaczy prawnik w tym kraju. A ile
kosztuje….I jest tez chyba cos intrygujacego w tym, ze lawyer jest
blisko liar . Prawnik i klamca. Mam wrazenie,ze czasem jest tozsame:)
Sprawa
mojej kobicinki zakonczylasie ugoda. Jej znajomi/pracodawcy
zaangazowali swojego prawnika ($350/h), ten z kolei poszukal kogos
swietnego w prawie karnym, goscia, ktory zna i sedziego i prokuratora
powolanych do sprawy.
Sprawa zakonczyla sie
polubownie. Zawiasy na pol roku. Bez zadnej kary finansowej. Nic. Zero.
Paszport do zwrotu. Jedyny klopot, to tylko to, ze jesli kobicinka
zmierza w przeciagu najblizszego pol roku wjezdzac do USA, bedzie
widoczna w rejestrach. Tylko w przeciagu najblizszego polrocza…potem
sprawa ucieka z rejestrow i czysta karta. Moze od nowa grabic…
No coz – rekawiczki byly wyjatkowo drogie. 3. 400 dolarow.
Z
informacji zasiegnietych u prawnikoww City, wiem, ze potraktowali moja
kobiecinke bardzo surowo. Z reguly za tego rodzaju wykroczenie grozi
kara pieniezna. Jej wysokosc waha sie w granicach 100– 400 $