Udalo sie!
Jestem zaokretowany!
Morza i oceany przede mna!
Rozpoczynam prace i przygode.
Lece do Miami, by tam zostac zalogantem jednego z najwiekszych cruise'ow.
Karaiby, Morza Poludniowe, laguny i dziewczyny w porcie, palmy, kokosy, plaze...
Zyc nie umierac.
Angielski znam, co prawda wole sluchac niz mowic...jak to bywa na poczatku kontaktow z obcym jezykiem.
Bilet w reku. Lece. Z Warszawy przez Heathrow do Miami.
Zapomnialaem dodac, ze rok 1991. I moja przygoda zycia.
Jak dotad nosa poza rodzinny Gdansk niegdzie nie wystawilem.
Warszawskie lotnisko robi wrazenie, ale Londyn to juz prawdziwa jazda.
Terminale, gate, exit'y.
Jestem w samolocie do Miami.
10 godz lotu. Z wrazenie spac nie moge. Doba wydluza sie do 40 godzin.
Ladujemy. Odprawa. Naklejki na paszporcie, ze jestem crew (zaloga) robia swoje, nikt sie nie czepia.
Czy to faktycznie Miami?
A moze zakrecilem sie w Londynie i wsiadlem nie tam, gdzie trzeba? I skonczylem jak Kevin... Tylko gdzie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz