Wlasnie dzisiaj musial isc na dach wiezy. Jakby nie mozna bylo tej wyprawy przelozyc. Remontow im sie chcialo...
- Coraz bardziej mi sie nie chce lazic po tych schodach i wspinac po drabinie - myslal Dana, lapiac sie za kolejne szczebelki i wspinajac w gore - Ale wieje.
Dana byl glownym technikiem-elektrykiem odpowiedzialnym za servis urzadzen elektrycznych, zamieszczonych na dachu wiezy. Pracowal na WTC.
- Ale sie trzesie - pomyslal, kiedy ogladal sprzet i przygotowywal liste zadan przed coroczna inspekcja - Cos faktycznie musi byc nie tak. Wibrcje. Co za smrod. Cos sie fajczy. Jeszcze to potrzebne do szczescia - nie przestawal narzekac.
Pomocnik wyskoczyl na dach.
- Podejdz do barierek - krzyknal - Samolot wbil sie w druga wieze. Musimy sie ewakuowac. Rozwyly sie alarmy przeciwpozarowe.
Zejsciem dla servisu schodzil, schodzil, schodzil...W dol, dol, dol...
Im nizej, tym wiecej ludzi, tym wolniej...
W koncu wydostal sie na zewnatrz. Ruszyl. Byle dalej. Do przodu.
Podmuch rzucil go o jakas sciane...
Kiedy sie ocknal pyl spowijal wszystko wokol. Nie mogl skojarzyc, czy jest wtulony w sciane jednego z hoteli?? A moze centrum handlowego "Centry 21" ??
Oddech dusil, pyl palil w oczy. Ruszyl, byle przed siebie. Po drodze spotkal takiego samego nieboraka, jak i on. Ruszyli dalej razem. Drugi nie mial sily isc, wiec Dana wzial go na plecy i dzwigal do najblizszego ambulansu. Tam przejeli go ratownicy.
Dana ruszyl dalej. Do domu. Mieszkal w New Jersey.
Dotarl do siebie o 3 am.
Bliscy nie wierzyli, ze to on. Byli przekonani, ze zostal w gruzach WTC.
Dana narodzil sie na nowo.
Wszelkie fundusze, ktore otrzymal jako ofiara ataku terrorystycznego przekazal na pomoc innym poszkodowanym w ataku na WTC.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz