Pamietam, kiedys Pistacjowy zapytal mnie o kanapki serwowane w deli (albo cos kolo tego). Zaczelam sie przygladac, co i gdzie mozna wyszukac.
Pomijam wszelkiej masci fast food'ownie z kilometrami bul polanych sosami, keczupem i jeszcze jednym sosem. Chociaz Subway nie jest zly...
W sklepach o charakterze delikatesow, zdecydowanie mniejszych niz wszelakie supermarkety dominuja produkty lokalne.
Oczywiscie klientela jest karmiona. A to owocoami, chlebem, nawet mozna sprobowac cos z kuchni. Oczywiscie sa to ilosci sladowe, ale daja pojecie o smakach.
Kanapki sa robione na zamowienie. Przepytuje nas na okolicznosc kanapki ktos z obslugi: co to konkretnie ma byc? Salata, kilka rodzajow miesa, moze byc kilka rodzajow sera i jeszcze inne warzywka ze swiezym ananasem wlacznie i surowymi pieczarkami na zyczenie tez.
Wypadkowa tego, co nam przyjdzie do glowy i zasobow kuchni.
Obsluga dziala w jednorazowych rekawiczkach, a gotowa kanapke pakuje w dwa rodzaje folii i dodaje do tego stos serwetek. Zapomnialam dodac,ze wszystko jest lane sosami, keczupem, majonezem. Chyba,ze klient postanowi inaczej.
A jesli nic nie chce z tych lanych wynalazkow (jak ja), budzi powszechne zdziwienie.
W moim przypadku obsluga zawsze sie upewnia, ze zrozumiala mnie nalezycie.
- No sos? No dressings?
Nikt nie komentuje, ale zawsze mam wrazenie, ze pomrukuja: dziwne...
Oferta lunch'ykowa albo odatki do lunchu.
Cos na goraca. Naogol w cenie (od 5,99 do 13,99$) zawiera sie porcja miesa albo ryby i dwa dodatki. Moga to byc rozne wersje ziemniakow, warzywa, pasta.
Do wszystkiego sosy albo dressingi. Czym sie jedno rozni od drugiego? Nie wiem. Nie jestem ich smakoszem. O, wiem. dressing to cos na ksztalt dip'u. To spotykalam w Polsce. Lata temu.
I oczywiscie swieze owoce. Ciesza sie nieslabnacym powodzeniem.
Proba smaku i cwiartki, polowki albo w calej okazalosci melony, ananasy i co tam jeszcze deli oferuje wedruja do koszyka z zakupami.
Ma to swoja racje bytu maketingowego. Po pierwsze zawsze swieze produkty sa w sprzedazy.
Po drugie - te mniej swieze ida pod noz i koncza w misach na sprobowanie albo w salatkach roznej masci.
Po trzecie - ryby czy mieso z tych stoisk wedruje na kuchnie i jest serowane w postaci dan goracych.
Slowem, nic sie nie marnuje. Wlasciciel nie ucieka w koszty psujacym sie towarem, ludkowie zadowoleni z jakosci produkow i niezlych gotowcow serwowanych za przyzwoita cene.
I dlaczego ja ten temat przeoczyłam ??
OdpowiedzUsuńBloger nie podrzucił ??
A taki smaczny , jedzeniowy...
Niektorzy to nawet z rodzinami wybieraja sie do Deli na free lunch:)
OdpowiedzUsuń