Klasyka w wydaniu amerykanskim.
"Kobieta po przejsciach. Mezczyzna z przeszloscia"...
Wlasnie popelnili zwiazek malzenski. Dla kazdego z nich trzeci.
Jakby do trzech razy sztuka..
On - Amerykanin polskiego pochodzenia, po babci i dziadku. Mieszkal i pracowal w Nowym Jorku, Arizonie, Nevadzie, Kolorado, by na powrot wyladowac w Nowym Jorku.
Ona - Amerykanka szkockiego pochodzenia, po mamusi i tatusiu.
Probowala szczescia na wschodnim wybrzezy USA, od Florydy po Maine, by osiasc w Nowym Jorku.
Jim i Terry zgodnie twierdza, ze ich pierwsze zwiazki, zaraz po szkole sredniej, byly pomylka.
W zgodzie i spokoju rozeszli sie ze wspolmalzonkami.
Potem bylo drugie podejscie. Troszke dluzsze niz poprzednie, dwu-, trzyletnie zwiazki.
Jim trafil na chorobliwie zazdrosna babe, ktora swoimi podejrzeniami gotowa byla wpedzic go do grobu.
Terry natomiast trafila w ramiona (predzej lapy) nowojorskiego policjanta. Dal jej popalic w kazdy, mozliwy sposob, na granicy prawa.
Oboje, po ciezkich i dlugich probach ratowania swoich zwiazkow, odeszli.
Dzieciaki do kazdej mamy.
Teraz podjeli kolejna probe. Pokaleczeni liza swoje rany.
Zycze im, by to bylo wlasciwe, ostateczne przeznaczenie.
"... i nigdy nie wiadomo, mowiac o milosci, czy pierwsza jest ostatnia czy ostatnia pierwsza..."
Generalizowanie jest okrutne w kazdym przypadku, nie tylko trwalosci i "jakosci" zwiazkow malzenskich. Na marginesie bowiem stawia sie te pary, ktore maja piekny, czterdziestoletni lub dluzszy, staz malzenski. Wspaniale rodziny. I wspaniale wspomnienia.
Faktem jest jednak, ze charakter rodzin amerykanskich jest patchworkowaty.
Twoje dzieci. Moje dzieci. Nasze dzieci. Niektorym to wychodzi na dobre, innym niekiedy nie.
Bez cennych wzorcow, wspolnoty rodzinnej, milosci, tolerancji, radzenia sobie z trudnosciami i wzajemnego wsparcia daleko nie zajdziemy.
Jim'owi i Terry z calego serca zycze, by Tym razem Im sie udalo.
Zasluguja na to :))