1

1

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Po spotkaniu z Irene. Szacowanie.


Irene.
Wybrala sie na przechadzke po Wschodnim Wybrzezu. Chciala zamieszac i namieszac. Udalo jej sie znakomicie. Zrobila to w dwojnasob. 
W przyrodzie i ludzkich glowach.

W USA spacer rozpoczela od  Florydy, potem wybrzezem Karoliny Poludniowej, Polnocnej...Im bardziej na polnoc tym mniej jej sie chcialo, bo tracila na sile.
Nie tracily jej natomiast doniesienia. O tym, czego nalezy sie spodziewac i co nas moze spotkac. 

Targane wiatrem czupryny drzew gubily swoje najpierw suche, a potem slabe konary. Lamane - rwaly linie energetyczne, telefoniczne, kablowki i netu.
I to byla najdotkliwiej odczuwana strata. Dzien bez spotkan na FB. Dzien bez TV...

Przeciagajace sie opady deszcze przyniosly ze soba przybor wod, podtopienia, w konsekwencji powodzie.
Uderzyly one najbardziej w domostwa polozone przy akwenach wodnych. Albo na osuszonych bagnach. Dziwne, prawda? 

Sluzby ratownicze przeszly egzamin z organizacji. I zdaly go celujaco. Czapki z glow!

Gorzej z ludzmi. Sa ofiary. 
Surfer w New Jersey, ktory pragnal doznan na fali. Abo spacerowicze. Swietna aura na wycieczki.
Najbardziej podoba mi sie jednak podejscie ratownikow do dwoch kajakarzy, ktorzy wyplyneli na Atlantyk. Zostali uratowani i uwiezieni. Mam nadzieje, ze zmadrzeja.
Nie rozumiem sportow extremalnych i szukania adrenaliny z narazeniem zycia.
A potem gadania o ofiarach.


Oproznione  we czwartek i piatek polki sklepowe juz w sobote zostaly zapelnione. 
Nie zginiemy z glodu.

W XXI wieku, czasie kosmicznej technologii, symulatorow i innych cudakow, gotowych przepowiadac co by bylo gdyby… Matka Natura zabawila sie z nami po raz kolejny.
Pokazala, ze jest nieprzewidywalna. 
A moze my dajemy sie ponosic jedynie skrajnym emocjom?

Moje spotkanie z huraganem bylo pierwszym.
Dla osob mieszkajacych na Wschodnim Wybrzezu, to nie bylo pierwsze i nie ostatnie zapewne spotkanie z niszczycielskimi silami natury.

Czy ktos wyciagnal z wnioski na przestrzeni ostatnich lat?

W dalszym ciagu drewniano-papierowo-gipsowo-plasitkowa technologia budowy domow nie daje nalezytego zabepieczenia przed niszczycielskimi silami natury.
W sumie wystarczy sie dobrze i mocno rozpedzic, by przeleciec z jednej strony domu na druga. Bez otwierania drzwi.
Na terenach bagiennych, w poblizu rzek (ach, te widoki) powstaja (powstawaly, ta ekonomia:) osiedla. Jak grzyby po deszczu. Potem larum, ze za duzo deszczu. I mokro.
Woda sie wdziera do piwnicy. Zalewa i niszczy. Glupia jakas. Powinna te okolice omijac szerokim lukiem. 


A u mnie?
Irena dostarczyla atrakcji. 
Rzucila klonem na linie energetyczna, pozrywala kable. 





Panowie z serwisu uwineli sie z nimi w poniedzialkowe popoludnie. 




Mnie czeka uprzatniecie podworka z galezi.
I zywot wrocil do normy:)




2 komentarze:

  1. Dobrze, że tak się skończyło. Coś dużo ostatnio tych wybryków natury. Poranne pozdrowienia z Warszawy:)

    OdpowiedzUsuń
  2. u nas jest to samo, zalewane są przeważnie domy wybudowane na terenach zalewowych, nie mówię tu o katastrofalnej powodzi ale o zwyczajnych ulewnych deszczach czy burzach. Do tego doszło jeszcze jedno zjawisko - ludziska wybetonowali sobie podjazdy, chodniki, murki, ogrodzenia, a drenażu nie zrobili i byle deszcz i już posesja zalana.

    OdpowiedzUsuń