1

1

wtorek, 10 maja 2011

Ostroznie! Trucizna



I juz wylazlo to dziadostwo. 




Poison ivy. Trujacy bluszcz. To obok toksycznego/trujacego debu (poison oak) roslinne niebezpieczenstwo, ktore panoszy sie w moich okolicach. To tez przyczyna, ze wedrowki po lasach poza wyznaczonymi szlakami moga byc bolesne.

Bluszcz paralizuje swoim oleistym sokiem. Potem wywoluje opuchlizne i bol. Pokrzywa przy nim to laskotanie, przyjemnosc  (o ile sadyste mozna posiadzic o delikatne pieszczotki...)


Spotkanie z tym gagatkiem, bluszczem sie znaczy nie sadysta, objawia sie delikatnymi prazkami na skorze, a potem jest juz tylko gorzej. Prazki traca na delikatnosci, puchna, bola, wypelniaja sie plynem surwiczym. I bola, i pieka , i bola, i pieka.


Oczywiscie jest na to antidotum - kremy blokery, ktorych uzycie przyhamowuje na moment dzialanie porazajacego soku rosliny. Doslownie na moment.


Przez caly okres wegetacyjny, kiedy bluszcz wciska sie w w rabatki, paralizuje sie goscia wrzatkiem. Pomaga. 
Stosuje sie tez nan chemie - opryski, zeby nie rozprzestrzenial sie i tym samym nie niszczyl wszystkiego, co spotyka na swojej drodze. Oplata sie bowiem o drzewa i pasozytuje, az drewo uschnie. A on idzie sobie dalej.





Jedyna nan rada - unikac goscia szerokim lukiem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz