Przegladalam doniesienia na polskich stronach na temat wizytu Prezydenta USA w Polsce.
Gloryfikacja, zachwyt nad jego osoba.
Jest sympatyczny, medialny. I dobrze.
Niewiele moze. To fakt. Ma zwiazane rece od stycznia tego roku, kiedy szala w Kongresie przechylila sie na korzysc Republikanow.
Obiecuje poparcie. Slowa dotrzyma, o ile inne wazniejsze problemy nie przyslonia mu tego.
Niestety, nie bylo zadnych relacji z wizyty Prezydenta USA w Polsce w amerykanskiej telewizji. Jakies dwie czy trzy migawki z Warszawy, na ktorych tle redaktor telewizji amerykanskiej mowil o spotkaniu we Francji.
Troszke szerzej o wizycie w Polsce traktowaly programy publicystyczne. Kladly one jednak nacisk na spotkanie w Warszawie przywodcow panstw Europy Srodkowo-Wschodniej i wynikajace po tym spotkaniu efekty.
Co tu kryc, nie jestesmy az takim partnerem dla USA, za jakiego sami sie uwazamy. Szukamy w Ameryce obroncy przed naszymi sasiadami, ze wschodu czy zachodu, a ona, z kolei, jest zainteresowana poprawnymi stosunkami z Rosja czy Niemcami.
Swoja wizyta w Polsce Prezydent B. Obama wykonal uklon w strone Polonii. Ponowne wybory tuz, tuz. Potrzeba mu poparcia z kazdej mozliwej strony.
Nie neguje, ze nie bedzie popieral staran Kongresmenow o zmiane sposobu kwalifikowania Polski do ruchu bezwizowego, a potem samego wprowadzenia tegoz bezwizowego wjazdu. Nie sa to niestety priorytety jego polityki zagranicznej.
I trudno mu miec za zle, ze obietnice skladane w Warszawie w Waszyngtonie nabieraja troszeczke innego znaczenia. Moze nie tyle znaczenia, ile ich tempo jest wlasnie waszyngtonskie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz