Kompletny ze mnie ekonomiczny laik. Kase mam albo nie :)
Ona, ta kasa sie znaczy, da sie zawsze zorganizowac.
Nie bede poszukiwala grosza niczym M. Proust straconego czasu w dziesiatkach tomow.
Specjalisci ekonomisci, analitycy, stratedzy, doradcy, finansisci pisza ich setki. I co? I nic. Kryzysowo.
To juz nie rozdmuchany balon kredytowy. To nawet nie strzepy po tym balonie. To sytuacja patowa. Placic trzeba. Kasa pusta. Skad to znamy?
Od wiekow ta sama historia. Pusty skarbiec spedzal sen z powiek juz Starozytnym.
Nie tylko w europejskie finanse trzasa sie w posadach. Nie lepiej jest i tutaj. Trwa batalia miedzy przedstawicielami dwoch najwiekszych partii o podniesienie limitu publicznego zadluzenia.
Demokraci i Prezydent o to wnosza. Republikanie staja okoniem (albo inna ryba). Musza osiagnac porozumienie. W przeciwnym wypadku juz na poczatku sierpnia rzad federalny straci plynnosc finansowa.
Na poczatku rzad straszy tych wszystkich, ktorzym sa przynalezne wyplaty swiadczen emerytalnych z Social Security. To taki amerykanski ZUS. Procent od wyplat do jednego wora, a potem po latach procencik od niby zaoszczedzonych pieniedzy. Kazdy rzad wie, co zrobic z pieniedzmi podatnikow.
Tez mi to dziwnie brzmi znajomo…
Nie chodzi jednak tylko o swiadczenia emerytalne. Braknie takze pieniadzy dla weteranow i zasilki dla inwalidow. Jezeli Waszyngton stanie na skraju bankructwa to doprowadzi to nie tylko do zaprzestania wyplaty swiadczen, przelozy sie to tez na wzrost stop procentowych i w efekcie oslabienie dolara. Ciekawa perspektywa.
Negocjacje miedzy liderami obu partii nie prowadza do konstruktywnych pociagniec.
Brakuje pomyslow na oszczednosci. Bagatela, jak zatkac 600 miliardowa dziure.
Cala zabawa polega na tym, by podniesc pulap dlugu publicznego, ktory juz w tej chwili siega 14,3 biliona dolcow. I uzyskac oszczednosci rzedu 4 bilionow dolarow, tym samym zmniejszych publiczne zadluzenie, w ciagu 10 – 12 lat.
Prezydent nie chce slyszec o zadnych krotkoterminowych projektach, w obawie, ze to tylko wyzwoli kolejne kryzysowe tapniecia. I w efekcie pociagneloby za soba trudne do przewidzenia, z pewnoscia bardzo negatywne, konsekwencje dla gospodarki amerykanskiej. Te zas odbilyby sie czkawka na rynkach finansowych na calym swiecie.
Problem w tym, zeby dwoje chcialo na raz.
Republikanie nie daja wiary w takie katastroficzne spekulacje. I nie chca sie zgodzic na podniesienie limitu zdluzenia bez radykalnych ciec w wydatkach. Boli ich zwlaszcza opieka socjalna. Postuluja za redukcja deficytu o 2 bln dolarow kosztem ograniczenia wydatkow na swiadczenia socjalne bez podnoszenia podatkow. Podwyzka podatkow nie jest opcja w rozmowach.
Demokraci natomist nie chca zadnych ciec bez podniesienia podatkow, zwlaszcza tym o wysokich dochodach. Chodzi o zniesienie ulg podatkowych dla tych zarabiajacych powyzej 250 tysiecy dolarow rocznie.
Choc weszlyby one dopiero w 2013 roku de facto bezposrednio bija Republikanow.
Niektorzy obawiaja sie, ze Kongres zacznie dzialac, kiedy rynki finansowe ogarnie chaos.
A bylo sie smiac z Grecji, Irlandii czy Wloch?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz