To nie bede tak daleko od tematow z duchami.
Pogrzeb w wydaniu amerykanskim.
To kompletnie inne doswiadczenia niz mialam w Polsce. I wcale nie chodzi o to, ze ze smiercia mi nie jest do twarzy.
Zgodnie z amerykanskim prawem orzeczenie o zgonie osoby dokonuje sie po uprzednim jednomonutowym badaniu pracy serca stetoskopem. Daruje sobie oznaki smierci przy naturalnym zgonie, zainteresowanych szczegolami prosze o kontakt mailowy.
Potem do akcji wkracza zaklad pogrzebowy czyli Funeral Home. Jest to faktycznie dostosowany do tego dom. Nie ma w nim kuchni jedynie.
Najpierw pacjent (klient brzmi raczej smutno) zostaje poddany zabiegowi wypompowania plynow z organizmu. W naciete tetnice szyjna i udowa wpompowuje sie aldehyd.
I chcialoby sie powiedziec, ze preperat gotowy...
A potem cala posmiertna kosmetyka, o ile rodzina sobie zyczy i placi.
Tak przygotowana osobka moze czekac nawet kilka tygodni na ostatnia droge.
Uroczystosc pozegnania odbywa sie wlasnie w owym domu pogrzebowym i ma charakter spotkania i pozegnania przez rodzine i znajomych. Tzw calling hauers moga odbywac sie kilkakrotnie, moga tez poprzedzac sama uroczystosc pogrzebowa.
Jest to niezwykle sympatyczna uroczystosc. I nie mowie o tym, jak jakis nawiedzony nekrofil.
Cieple slowa o zmarlym, zdjecia. Mozliwosc pozegnania, bez spazmow i na spokojnie, niczym w domu. Mysle, ze to bardzo pomaga przejsc przez korytarze do bram...
Potem moze byc uroczystosc w kosciele. To juz wedlug uznania i wyznania. A potem na cmentarz.
Oczywiscie kawalkada samochodow.
Kazdy z oznaczeniem, choragiewka.
Czasem jest jeszcze pozegnanie modlitewne na cmentarzu i trumna wedruje na cos w ksztalcie katafalku. Tak zostawia ja rodzina i bliscy.
A na to wszystko tablica pamiatkowa. To wszystko.
Pozostaja jedynie fajne widoki, jak na tym cmentarzu w Oneoncie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz